Mimo, że następny mecz miał się odbyć w piątek, czyli za pięć dni, strasznie mnie nosiło. Było już późno, a ja dalej siedziałam na Skypie, rozmawiając z Justyną, w ręku trzymając telefon i odpisując co kilka minut Mateuszowi.
- Jak tam Hiszpanie? - pytała podekscytowana Justyna.
- Jak zwykle... Gorący, zabawni, szaleni... ogólnie sexy! Nie mogę się doczekać aż znowu ich spotkam, uwielbiam ich. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jezu Julek... - Nowackiej prawie gałki oczne wyleciały z orbit. - To są przecież piłkarze... przecież ty nie cierpisz piłkarzy! A tym bardziej piłki nożnej! Czy coś się zmieniło...? Co mnie ominęło?!
- Może... - byłam mistrzem w robieniu min niewiniątka.
- Julia... co ty chcesz mi powiedzieć...? - gdzie po chwili dodała. - Nie mów, że się zakochałaś!
- Nie, no gdzie!? - zganiłam swoją przyjaciółkę. - Po prostu... uwielbiam ich wszystkich. Oni są tacy... tacy...
- Julka, uważaj, bo zakochasz się jeszcze w całej drużynie i co wtedy będzie? Chcesz mieć ich wszystkich na sumieniu? - śmiała się, a ja wystawiłam w odpowiedzi język. - Dobra, to kiedy się z nimi widzisz?
- No właśnie dopiero w piątek... - powiedziałam ze smutkiem w głosie, a Justi się skrzywiła. - Ale może...
- Może... co? - nakłaniała mnie do dokończenia zdania z jej charakterystycznym błyskiem w oku.
- To głupi pomysł, ale... - zaczęłam się zastanawiać. - Zastanawiam się nad tym, czy przypadkiem w jakiś sposób nie odwiedzić chłopaków jeszcze przed meczem... - spojrzałam na zegarek i się skrzywiłam, ponieważ wskazówki wskazywały, że dochodzi godzina trzecia. - Późno już, nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał tak szybko... Jestem padnięta, chyba powinnam się położyć.
- Chyba żartujesz sobie, teraz kiedy wychodzą twe "brudne" myśli na temat facetów mnie zbywasz wykręcając się, że powinnaś się kłaść? Fochne się z przytupem na ciebie, kochanie. Albo nie, nie wiem czy chce wiedzieć co byś z nimi wtedy robiła. Wstydziłabyś się, tyle ci powiem!
- Stary zbok z ciebie, Nowa. Tylko jedno ci w głowie.
- Tak, teraz na mnie wszystko zrzucaj cała winę! - zaczęła się śmiać do rozpuku. - Dobra, może jednak czas się kłaść, bo znowu nam odwala, kochanie. Tęsknię za tobą...
- Ja za tobą też, skarbie... - cała radość nagle znikła w oczach Justyny i w moim sercu. Od kiedy się zaprzyjaźniłyśmy, praktycznie zawsze byłyśmy blisko siebie, gdzie ona, tam i ja; gdzie ja, tam i ona. Nigdy się nie rozstawałyśmy, a szczególnie nigdy nie dzieliły nas takie odległości i to jeszcze na tak długi czas. Pożegnałam się z przyjaciółką ze złamanym sercem. - Dobrej nocy, sweetheart. Śpij dobrze.
- Dobranoc, baby. Sweet dreams. - odpowiedziała ze smutkiem w głosie, po czym się rozłączyła, a ja zamknęłam klapę laptopa, odkładając go na podłogę.
Wpełzłam pod kołdrę, czując w sercu dziwne, niezidentyfikowane uczucie, jakiego jeszcze nie czułam. Uczucie kompletnej pustki, jakby coś wyparowało z mojego życia, co było moim powietrzem. Po chwili zerwałam się i sięgnęłam znów po komputer. Jak to możliwe? Czułam się paskudnie. Uświadomiłam sobie, że dawno nic nie pisałam Hiszpanowi. Czułam się winna. Mimo zmęczenia, udało mi się napisać naprawdę dłuuuuuuugą wiadomość do niego. Chyba będzie to czytać z pół dnia. Opisałam mu praktycznie wszystko co mnie ostatnio spotkało, bardzo szczegółowo. To, co Paweł wyrządził Wiki i jak bardzo chcę go zamordować, to, jak zostałam porwana o objęcia Mateusza, a szczególnie to jak poznałam reprezentację Hiszpanii - czyli najwspanialszą rzecz jaka mi się przytrafiła od dłuższego czasu, i w zasadzie wiele innych spraw. A pomyśleć, że tak bardzo broniłam się przed tym Euro. Czyżbym zmieniła zdanie na temat tej gry? Nie wiem, nie jestem co do tego taka pewna, jednak co do piłkarzy na pewno tak. Są fantastyczni. Przez Parę minut zastanawiałam się czy opisać ten incydent z szatni, ale postanowiłam, że nie napisze tego, nie chciałam by mój GPB19 się mną zgorszył... oczywiście, gadu gadu, gadka szmatka, a ja i tak to opisałam, jeszcze w większych szczegółach niż zamierzałam. Głupia ja. No ale to przecież mój przyjaciel! Nie może się na mnie obrazić za szczerość. - uśmiechnęłam się na tą myśl.
Tak, mam zamiar jakoś dorwać chłopaków, tęsknie za nimi, mimo, że tak naprawdę nie minęło tak wiele czasu od naszego ostatniego spotkania... Czułam się przy nich jak przy swoich, jakbym odnalazła swoje miejsce na Ziemi. Nie wiem jak ja to zrobię... Chociaż...
Wpadłam na genialny pomysł. Chwyciłam jeszcze za telefon i zaczęłam pisać szybkiego sms-a. Miałam pomysł jak znaleźć się wśród chłopaków nie czekając na następny mecz. Odpowiedzi mogłam oczywiście się spodziewać dopiero rano, ale co tam. Musiałam to załatwić jak najszybciej, by przypadkiem nikt mnie nie ubiegł. Kiedy wysłałam wiadomość, przypomniałam sobie ile rzeczy muszę jeszcze załatwić. Mateusz naciskał na ponowne spotkanie; musiałam spotkać się z Wiktorią i z nią porozmawiać, oraz wręczyć jej prezenty od piłkarzy. Oczywiście nie mogę zapomnieć o zamordowaniu tego gnoja, ale to mogę spokojnie zrobić w między czasie między jedną sprawą a drugą. Kto wie, może uda mi się nakłonić chłopaków do pomocy z reprezentacji? No kto mądry by pomyślał, że za śmiercią jakiegoś małolata stoi reprezentacja Hiszpanii? Czyżby plan doskonały? Jestem genialna!
Dokończyłam szybko wiadomość do Hiszpana, wysłałam ją, po czym wyłączyłam urządzenie i wgramoliłam się ponownie w pierzynę, wygodnie się lokując. Moje myśli zaczęły krążyć wokół mego tajemniczego przyjaciela. Kiedy myślałam nad tym, kim on jest, co robi, jaki jest naprawdę i o tym, że moje marzenia dotyczące poznania go, mają się niedługo ziścić, serce waliło mi jak oszalałe. Ze strachu? Ze szczęścia? Chciałabym znać odpowiedź... Kiedy tak rozmyślałam, nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
~*~*~*~*~*~
Jest już cholernie późno, a ja wciąż nie spałem. Przez pół nocy czytałem tą samą wiadomość, z miliard razy, zapamiętując słowo w słowo, mimo, że byłem padnięty, a rano miałem wstać. Jednak to mnie nie powstrzymywało od przeczytania wiadomości jeszcze raz. I jeszcze raz. I kolejny. W końcu w pokoju zapaliło się światło małej lampki nocnej stojącej przy łóżku i usłyszałem ciche klęcie mojego przyjaciela.
- Kurrrr... człowieku, czy ty widzisz, która jest godzina? Chyba upadłeś na głowę, czemu nie śpisz? Stary cię zabije!
- Napisała do mnie. - odpowiedziałem krótko, nie odrywając wzroku od monitora, ciągle wchłaniając słowo w słowo.
Mój przyjaciel poderwał się z łóżka i znalazł się tuż obok mnie, wyczuć można było w nim niedowierzanie, ale i konsternację wraz z zachwytem. Pochylił się, by przeczytać wiadomość wraz ze mną. Czytał ją długo, ja praktycznie znałem już ją na pamięć. Wróciłem pamięcią do tamtego dnia, nie miałem pojęcia co zrobię, kiedy ją zobaczę. Jednak musiałem zachować zimną krew, nie mogłem przecież nic zrobić. Spodziewałem się prędzej, że spotkam ją podczas spaceru po mieście, a nie, że zauważę ją na stadionie. Nie pisała mi, że to się zmieniło. W zasadzie nie było kiedy, ostatnio też nie pisaliśmy do siebie aż tyle. To jej pierwsza tak długa wiadomość od dłuższego czasu. Zachwyciła się moją reprezentacją. To dobrze, bardzo dobrze. Bo przecież jak można jej nie kochać? Poznała wszystkich. Torresa, Ramosa, Cesca, Casillasa, Inieste. Wszystkich. Raduje mnie ta myśl.
- Ale się rozpisała. Na serio, nie wiem, kiedy ostatnio z własnej, nieprzymuszonej woli przeczytałem taki kawał tekstu. - powiedział mój przyjaciel, wracając do swojego łóżka. - Wiesz, musisz mi coś powiedzieć.
- Ty w ogóle cokolwiek czytasz z wyjątkiem etykietek spożywczych? - zaśmiałem się patrząc na niego, odkładając urządzenie na stolik nocny. Wstałem i zacząłem ściągać koszulkę. - Co takiego dręczy twą biedną duszyczkę?
- Tak debilu, czytuje trochę... - rzucił, ale zawiesił się patrząc na mnie i dopiero po dłuższej chwili dodał - nie odpiszesz jej?
- Nie. - odpowiedziałem krótko. Nawet nie wiem co miałbym jej powiedzieć, napisać. Gdybym zaczął teraz, mógłbym napisać coś głupiego, zdradzić się, że ją widziałem. A ona nie może tego wiedzieć, że jestem w jej kraju. - To cię tak trapiło?
- Nie. - powiedział niepewnie i niezbyt szybko. Wtedy zaczął mówić dalej, przy okazji układając się w jego łóżku. - Interesuje mnie czy odpisała ci coś na temat tego, że postawiłeś ja pod ścianą, że MA do ciebie przylecieć. Dała na to jakąś odpowiedź? "Tak", "Nie", "Wal się stary zboku"?
- Kompletnie nic, nie wiem co ona z tym zrobi. Może faktycznie się boi... ale ta ostatnia odpowiedź z pewnością by cię usatysfakcjonowała, nieprawdaż?
- BARDZO - odrzekł złośliwie przyjaciel, ale ja nie zwróciłem na to uwagi, tylko mówiłem dalej.
- A co jeżeli nie przyleci...? Tylko faktycznie ucieknie przede mną do tych stanów? Nie chce by tego robiła. Nie chce jej stracić... - usiadłem na brzegu łóżka kompletnie załamany.
- Zwariowałeś, tyle ci powiem. Oczywiście, że nie ucieknie, a jak nawet, to na pewno nie przez ciebie, ogarnij dupe, stary. Ale musisz się pilnować. Wiesz jakie są dziewczyny. Szczególnie, że to Polka. One są kompletnie inne od tych naszych. Niewinny ruch może negatywnie odczytać i się przestraszyć. - w pokoju zapadła niezręczna, bardzo długa cisza. Biłem się sam ze swoimi myślami. Nawet teraz chciałem wstać i pobiec do niej. Jak? Nie wiem jak miałbym ją odnaleźć, ale pewnie coś samo by mnie do niej zaprowadziło. Ale nie mogę tego zrobić, on miał rację. Jeżeli zrobię chociaż jeden fałszywy ruch, może być po mnie. Mimo tego, że jest mi ciężko. Że tak bardzo chciałbym znowu ją zobaczyć. Spojrzeć w jej piękne oczy, jeszcze raz. Chciałbym ją dotknąć, przytulić. Za każdym razem, kiedy płakała mi w mailach nie raz, zawsze chciałem to zrobić. Teraz chciałem zrobić to, chociaż raz, za te wszystkie momenty. Później znów usłyszałem głos przyjaciela, chociaż za nic w świecie nie chciałem usłyszeć tych słów, nie w tej sytuacji, mimo, że miał całkowitą racje... - Jesteś w czarnej dupie, stary. I to bardzo czarnej...
~*~*~*~*~*~
- Nie, nie odpisał. Zawiodłam się trochę, kiedy zobaczyłam brak nowych wiadomości w skrzynce... - powiedziałam z żalem w sercu.
- Spokojnie, jeszcze ci odpisze. - powiedziała beznamiętnie Weronika nie patrząc na mnie, tylko na tłumy turystów chodzących po rynku. - Może po prostu jeszcze jej nie odczytał. Nie powinnaś być w tak gorącej wodzie kompana. A Natalia ci odpowiedziała na wiadomość?
- Tia.. - odpowiedziałam niechętnie. - Rano zadzwoniła. Powiedziała, że przeprasza, ale nie mogę jej zastąpić tam u reprezentacji. Ona musi być i koniec. Jakby miało się coś zmienić, to jeszcze mi da znać, ale wiesz... czarno to widzę. Myślałam w ten sposób uda mi się bez problemu znaleźć w pobliżu chłopaków.
Byłam zawiedziona. Teraz musiałam wymyślić inny sposób, by się do nich dostać. Bez karty ich podopiecznego nie dopuszczą mnie do nich. Z myśli wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.
- Yhm.. Mateusz nalega na spotkanie. - w odpowiedzi usłyszałem głośne jęknięcie blondynki. - Co? Co jest?
- Nie lubię tego typa. Lepiej niech się od ciebie trzyma z daleka.
- Teraz to chyba żadnego faceta nie lubisz... - powiedziałam cicho pod nosem.
- A żebyś wiedziała! Już żaden nie wzbudzi we mnie zaufania, a szczególnie ten typ. Mówię ci!
Wtedy przypomniałam sobie o prezencie od Hiszpanów dla Wiki, który wciąż miałam w torbie. Spojrzałam na przyjaciółkę, a kiedy się upewniłam, że nie patrzy w moją stronę, pochyliłam się ku mojej torebce, by wyciągnąć koszulki, kiedy nagle zwróciła się do mnie.
- Juliet, a co z twoimi studiami? Powinnaś w sumie składać papiery do potencjalnych szkół, a przynajmniej się zorientować, którą uczelnię wybrać. Rozglądałaś się już coś?
- Tia, trochę tak, jednak ciągle mam dylemat... - raptownie się wyprostowałam i spojrzałam na swoją szklankę, która była do połowy pełna sokiem pomarańczowym. - Nie wiem co mam zrobić... w sensie gdzie mam studiować. Jest tyle miejsc w sumie na świecie, trudno mi cokolwiek powiedzieć.
- No ale czemu nie postawisz sobie za punkt docelowy Barcelonę? Nie chcesz poznać Hiszpana?
- Ależ oczywiście, że chce. Zawsze o tym marzyłam, jednak... - pociągnęłam łyk soku ze swojej szklanki. - ... mam obawy co to będzie. Tak naprawdę, nie wiem czego mogę się spodziewać. A nie, sorry, wiem... mogę się spodziewać dosłownie WSZYSTKIEGO. Od tego, że to jakiś maminsynek mieszkający z rodzicami po starego zboczeńca czy gwałciciela. Albo kalekę, bądź syna włoskiego mafioza, który musiał uciekać z kraju, choć nie na tyle, by uciec na inny kontynent. Młodego studenta medycyny, prawa, matematyki czy polityka, bądź coś takiego... Albo nawet księdza! - zrobiłam wielkie oczy. - Ale to byłby szok... Naprawdę, tak niewiele wiem, że nawet moja wyobraźnia nie może wyliczyć wszystkich możliwości, kim on może być.
- Czyyyyyyli... - zamyśliła się teatralnie, a po chwili dodała rozpromieniona. - Zarówno dobrze może być piłkarzem!
W tamtej chwili zaczęłam się dławić, kiedy usłyszałam co za nową głupotę wymyśliła moja przyjaciółka. Spojrzałam na nią spod byka, lecz nie miałam już nawet siły, by jej cokolwiek powiedzieć.
- No co? Nie patrz tak na mnie.
- Kochanie.. Ty lepiej już nic nie mów, nic nie myśl, bo to ci najwyraźniej nie wychodzi. Justyna już dawno zwróciła ci na to uwagę.
- Wredna małpa. - odpowiedziała krótko i pokazała mi język, odwracając wzrok.
Wtedy postanowiłam dać jej prezenty. Chwyciłam za torbę i wyciągnęłam z niej obie koszulki.
- A wracając do piłkarzy i zaufania... chłopaki zrobili coś specjalnie dla ciebie. - pokazałam Weronice koszulkę pełną autografów.
Dla mnie reakcja była oczywista. Najpierw blondi zrobiła wielkie oczy jak krowa, po paru sekundach dezorientacji wystrzeliła w górę niczym sztuczne ognie w sylwestrową noc, wydając przy tym różne, dziwne odgłosy do niczego nie podobne, latając wokół stolika, skacząc i robiąc niezidentyfikowane dzikie ruchy. Przez chwilę miałam obawę, czy podarować jej koszulkę od jednego z jej "mężów", jednak kiedy się już trochę uspokoiła, pomyślałam, że po co to wszystko przeciągać. Gdy wystawiłam przed siebie jeszcze jedną koszulkę, Wiktoria stanęła dęba, przez chwile patrząc na koszulkę, którą trzymałam. Wyciągnęła drżącą dłoń przed siebie, by chwycić kawałek materiału, a kiedy zauważyła żółtą '4', jej reakcji nie da się nawet opisać. Całe to podniecenie nie da się opisać słowami. Aż wstyd mi się zrobiło, kiedy inni goście lokalu dziwnie się patrzyli na mnie i na moją towarzyszkę. Przez chwilę się obawiałam, czy któryś z kelnerów nas nie wyprosi, ale na szczęście zauważyłam, że każdy z nich, który stał na zewnątrz, śmiał się na widok tego przedstawienia.
- Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę! Ale, ale jak? Jak? Jak? O matko - przyłożyła nos do materiału po czym przewróciła oczyma z rozkoszy i przycisnęła do swoich piersi. - Jeszcze czuć jego pot, OMG! Już nigdy, przenigdy tego nie puszczę!
Nie wierzyłam w to, co widzę. Załamałam się na całego, już naprawdę nie wiedziałam, jak miałabym to skomentować. Zakryłam jedynie oczy i prosiłam w duchu, bym w tamtej chwili zapadła się pod ziemię. Nagle usłyszałam dźwięk wibracji. Spojrzałam na blat stolika, na którym leżał mój telefon. Chwyciłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Przez chwilę nie rozumiałam co się dzieje, lecz niepewnie nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha, mówiąc niepewnie:
- Halo..?
_________________________________________________________________________________
Dum dum dum dum...
Po.. BARDZO DŁUGIM CZASIE zamieszczam takie niezbyt fajny rozdział. Czy jest to "WIELKI COME BACK"? Nie wiem, mimo, że bym bardzo chciała. Są niby wakacje, a ja mam już sporo na głowie - np. matura w tym roku... Jest to straszna myśl, ale nieunikniona. Mam nadzieję, że uda mi się naskrobać jakiś nowy wpis, który będzie mieć jakiś SENS, no ale cóż, nigdy nic nie wiadomo c:
Tak wgl, to życzę jeszcze miłych wakacji, jest jeszcze drugie pół.
No więc także tego... do następnego!
PS. Zdaję sb sprawę, że pojawią się każdego możliwego rodzaju błędy, za które błagam o wybaczenie, jednak pisałam to w środku nocy, na takie "szczegóły" nie zwraca się uwagi...
No siempre las cosas salen como se quiere.
piątek, 25 lipca 2014
wtorek, 22 października 2013
OGŁOSZENIA PARAFIALNE (part II)
Dzień dobry, cześć i czołem! Pytacie skąd się wziąłem...
Dobra, przesadziłam...!
No właśnie, co to będzie? Piszę, bo dawno tutaj mnie nie było... zbyt dawno... No ale niestety, druga klasa ogólniaka to w cale nie przelewki, ani taka łatwa sprawa. Ciągła nauka, brak czasu i jeszcze raz nauka. Szczerze, to już mam dosyć, gdzie to NIESTETY dopiero początek. Do czego zmierzam...
Niestety, nie wiem, kiedy powrócę do "tworzenia" tego czegoś. Ciężko mi z tym, ale niestety, muszę poświęcić pisanie na rzecz nauki. Do tego niedługo dojdzie mi kurs prawa jazdy, to dopiero będzie katastrofa z czasem :c
Kiedyś na pewno wrócę, niedługo okres świąteczny, później ferie (tak się cieszę, że mam w ostatniej turze ferie </3), Wielkanoc, matury, itd, itp. Może się uda (OBY!).
Czy to możliwe, że po 2 miesiącach nauki człowiek może być tak już wykończony? Ratuje mnie to, że za niecałe 2 tygodnie lecę do Rzymu na cały tydzień z przyjaciółkami <3 Mini ferie, ale jak dobrze zrobią mojej psychice (kiedy nie myślę, jakie zaległości mnie czekają...). No i znalazłam swoje stare opowiadanie z początku czasów gimbazy O.o Tematyka - wampiry xD No ale już taka była "moda" :D
No więc... dziękuję osobom, które ze mną były i dalej są, mam nadzieję, że do niedługiego napisania, trzymajcie się wszyscy bardzo ciepło i nie dajcie się zmiażdżyć szkolnej harówie.
Adios! :)
Dobra, przesadziłam...!
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
No właśnie, co to będzie? Piszę, bo dawno tutaj mnie nie było... zbyt dawno... No ale niestety, druga klasa ogólniaka to w cale nie przelewki, ani taka łatwa sprawa. Ciągła nauka, brak czasu i jeszcze raz nauka. Szczerze, to już mam dosyć, gdzie to NIESTETY dopiero początek. Do czego zmierzam...
Niestety, nie wiem, kiedy powrócę do "tworzenia" tego czegoś. Ciężko mi z tym, ale niestety, muszę poświęcić pisanie na rzecz nauki. Do tego niedługo dojdzie mi kurs prawa jazdy, to dopiero będzie katastrofa z czasem :c
Kiedyś na pewno wrócę, niedługo okres świąteczny, później ferie (tak się cieszę, że mam w ostatniej turze ferie </3), Wielkanoc, matury, itd, itp. Może się uda (OBY!).
Czy to możliwe, że po 2 miesiącach nauki człowiek może być tak już wykończony? Ratuje mnie to, że za niecałe 2 tygodnie lecę do Rzymu na cały tydzień z przyjaciółkami <3 Mini ferie, ale jak dobrze zrobią mojej psychice (kiedy nie myślę, jakie zaległości mnie czekają...). No i znalazłam swoje stare opowiadanie z początku czasów gimbazy O.o Tematyka - wampiry xD No ale już taka była "moda" :D
No więc... dziękuję osobom, które ze mną były i dalej są, mam nadzieję, że do niedługiego napisania, trzymajcie się wszyscy bardzo ciepło i nie dajcie się zmiażdżyć szkolnej harówie.
Adios! :)
czwartek, 29 sierpnia 2013
Rozdział X: Mini Jordi
Staliśmy przed murawą i obserwowaliśmy grę toczącą się między drużyną z Włoch, a zespołem z Hiszpanii. Stadion szalał, ludzi owładnęły dzikie demony football'owego szaleństwa, każdy chciał dopingować swoją drużynę najlepiej jak umiał. Przez chwilę rozglądałam się po stadionie z podziwem dla tych ludzi. Tak ślepo zapatrzonych w jedenastu chłopaków ze swojej ulubionej drużyny. Nawet zauważyłam Mateusza, przebranego już w koszulkę reprezentacji Hiszpanii, a kiedy mnie zobaczył, posłał mi ciepły uśmiech.
Nie powiem, z zainteresowaniem oglądałam tą grę, to było zupełnie co innego niż gra kilku-, kilkunastoletnich chłopców na szkolnym boisku. Tutaj ciężko było przeciwnikowi strzelić bramkę.
- Jesteś na mnie obrażona? - spytałam się, nie odrywając wzroku od Ramosa biegającego tam i z powrotem. - Nic nie mówisz, nic nie komentujesz. Nawet nic nie powiedziałaś jak spotkanie z Włochami.
- A co mam mówić? - odpowiedziała niechętnie Weronika. - Jeszcze nikt nie strzelił bramki.
- A więc jesteś obrażona, bo już z 98 razy byś mnie łapała za ramie i coś krzyczała. Nawet nie błagałaś mnie, żebym zebrała dla ciebie autografów od Hiszpanów. Naprawdę, nie mam pojęcia za co się fochasz, ale kiedy się już ogarniesz, to wiesz gdzie mnie szukać. - powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, idąc w kierunku mojej grupy.
Jednak po drodze, upewniając się, że Weronika na mnie nie patrzy, podeszłam do jej torby leżącej na ziemi i wyciągnęłam z niej jej koszulkę Hiszpańskiej drużyny. Kiedy już ją wyłowiłam, ukryłam ją szybko do swojej torebki i jakby nigdy nic, poszłam dalej. Kradzież? Być może. Miałam pewien plan, który miałam zamiar zrealizować, nawet jeżeli Wiki się do mnie nie odzywała.
Mecz zakończył się wynikiem 1:1 po bramce Fabregasa dla Hiszpanii. Nie wiem czemu, ale po meczu poszłam do szatni moich "podopiecznych". Idąc długim korytarzem oświetlonym sztucznym świateł, nie myślałam o niczym. Minęłam dwóch ochroniarzy z lekkim uśmiechem na twarzy oraz z lekką obawą, że mnie zatrzymają i nie pozwolą iść dalej. Jednak ci tylko odwzajemnili uśmiech i poszli dalej bez jakiegokolwiek zawahania. Kiedy dotarłam pod drzwi szatni weszłam do środka i natychmiast tego pożałowałam. Tak szybko wyleciałam z pomieszczenia jak i wleciałam. Oparłam się o ścianę i zakryłam swoje oczy dłonią robiąc "facepalm'a". Czułam, że jestem czerwona jak burak. W duchu dziękowałam, że swój wzrok miałam skierowany ku górze a nie.. ku dołu. Do tej pory słychać było przez drzwi krzyki chłopaków, gwizdy, śmiechy, typowe dla facetów zboczone odzywki. Nie pomyślałam o tym, że jak wejdę do środka, to ujrzę roznegliżowanych piłkarzy, gdzie tylko niektórzy mieli ręczniki przepasane na biodrach, a kilku inni jeszcze nie zdążyło ściągnąć swoich spodenek. Myślałam, że umrę tam ze wstydu. Po dziesięciu minutach drzwi otworzyły się i przede mną staną jeden z piłkarzy.
- Wejdź. - powiedział z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Był wysoki, miał ciemne włosy i brązowe oczy. - I nie rób więcej takich wpadek, bo to ci nie wyjdzie na dobre. - puścił mi oczko i sam wszedł do szatni.
Kiedy wychyliłam głowę zza drzwi ujrzałam, że teren jest "czysty" i bezpiecznie mogę wejść do środka, nie narażając moich oczu na ślepotę. Piłkarze byli już przyzwoicie pozakrywani tu i ówdzie, więc powoli wkroczyłam do środka. Jednak nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, bo kiedy otwierałam usta by przywitać chłopaków, zostałam porwana przez Torresa, który uwięził mnie w swoich ramionach i nieświadomie zaczął mnie dusić. Kiedy jednak piłkarze ujrzeli, że moje zdrowie, jeżeli nie życie, jest w niebezpieczeństwie, pośpieszyli mi na ratunek i prawie zwijając się ze śmiechu, odciągnęli blondyna od mojej osoby na bezpieczną odległość.
- Oj, dzieciaku! Chcesz naszą królewnę udusić? - zapytał śmiejący się Pique podtrzymujący mnie, żebym spokojnie mogła dojść do siebie po ataku gracza Chelsea. - Już lepiej?
- Tak, tak... już jest lepiej, dziękuję. - uśmiechnęłam się, patrząc się prosto w jego błękitne oczy. - Tak w ogóle to przepraszam... - odwróciłam wzrok od wysokiego Hiszpana i spojrzałam na resztę chłopaków. - nie powinnam tutaj wchodzić bez pukania czy coś. Strasznie mi głupio. - po tych słowach poczułam, że znowu spaliłam buraka.
- Spokojnie, księżniczko! - poczułam, jak ktoś obejmuje mnie jednym ramieniem i kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam tego samego piłkarza co mnie zaprosił do szatni. - Tutaj raczej nikt nie ma ci tego za złe.
- No właśnie, Busi ma całkowitą rację! - potwierdził Jordi Alba, który wyszedł właśnie spod prysznica, tylko i wyłącznie w luźno owinięty ręcznik na biodrach. Zdawało mi się, że gdyby go puścił, to od razu by się zsuną pokazując 'Mini Jordiego' całemu światu. A raczej mi. Nie powiem, jego... mokry wygląd był naprawdę... Nie, dobra, lepiej wam tego nie powiem. Sami musicie sobie to wyobrazić, ale powiem tylko, że każda inna dziewczyna na moim miejscu by się ostro napaliła i na niego rzuciła bez żadnego zastanowienia. - Świetnie, że przyszłaś, księżniczko! Jak ci się podobał mecz?
- Ymm... świetnie. - wydukałam, próbując nie patrzeć na luźno owinięty ręcznik, który z każdą sekundą wydawał się być coraz bardziej luźniejszy. Szybko odwróciłam wzrok i spojrzałam na pierwszego lepszego piłkarza stojącego koło mnie. Zgadnijcie na kogo trafiłam. - A tak w ogóle, to co wy macie z tą "księżniczką"?
- A co, to zabronione? Jesteś jedyna w naszym męskim gronie, powinnaś się czuć wyjątkowo.. księżniczko. - zaśmiał się olbrzym i odwrócił się idąc w kierunku swojej szafki.
- Okeeeeeeeej...? Dobra, niech ci będzie, Pique. A tak poza tym, mam do was prośbę.
- Jaką? - zainteresował się Alba stając obok mnie z dziwnym błyskiem w swoich oczach. Już nie wiedziałam, gdzie się patrzeć... w jego oczy, czy w ręcznik, który o dziwo jeszcze zasłaniał jego męską dumę. - Zrobimy dla ciebie wszystko!
- No właśnie! Wszystko! - potwierdzili dziwnie pobudzeni Torres z Ramosem.
- Nie potrzeba WSZYSTKO. Moglibyście złożyć autografy na tej koszulce? - wyciągnęłam koszulkę Wiktorii ze swojej torebki i wyciągnęłam ją przed siebie, by piłkarze mogli ją zobaczyć. - To koszulka mojej przyjaciółki, która was wręcz kocha do szaleństwa i po prostu oszalałaby ze szczęścia gdyby otrzymała od was wszystkich autografy.
- Nie ma sprawy, już się robi! - krzykną z entuzjazmem Jordi wyrywając mi koszulkę z ręki, co nie było dobrym pomysłem, bo ten gwałtowny ruch sprawił, że ów ręcznik spadł na ziemię odsłaniając tajemnicę chłopaka. W szatni najpierw zapanowała cisza, a później bardzo głośny, gwałtowny, niepohamowany śmiech piłkarzy.
Czy Jordi ma się czym pochwalić? Nie powiem wam, bo akurat w tamtym momencie moje oczy zasłonił swoją dłonią Iker Casillas, który ni stąd ni zowąd pojawił się przy mnie. Kiedy już Jordi zakrył swoją "dumę", mogłam już normalnie spojrzeć na Albę, który spalił buraka tak samo jak ja kilka chwil wcześniej.
Chłopaki popisali całą koszulkę, o mało ją nie rozrywając i oddali mi po chwili, a ja schowałam ów pamiątkę do torby, by jej już nic się nie stało. Oczywiście, nie mogłam się oprzeć i wyżuliłam od Fabregasa jego koszulkę także dla Wiktorii, bo ta wtedy umarłaby ze szczęścia, a skoro była okazja? To czemu nie korzystać!
Ja też dostałam koszulkę. A nawet kilka. W sumie, to piłkarze się zabijali, by mi je wręczyć, niż na opak. To wprost niemożliwe, no nie? Dostałam koszulkę od Torresa, Ramosa (o tak, ta dwójka zawsze jest przy mnie pierwsza), Alby (no dziwne, nie?), Casillasa, Busquetsa i Navasa, którego oczy są wprost magiczne! Nie miałam pojęcia co zrobić z tymi koszulkami, przez myśl mi przeszło, żebym sprzedała na Allegro, ale po chwili się rozmyśliłam. Nie będę taka okrutna.
Po jakimś czasie wyszłam z piłkarzami i odprowadziłam ich do autokaru. Zasugerowali mi podwózkę, ale jakoś nie paliłam się do tego. Nie było tak późno, wolałam już wrócić sama do domu niż jechać autokarem z tyloma napalonymi facetami.
No więc pożegnałam się szybko mówiąc tylko 'Adios! Hasta pronto!' i popędziłam szybko na najbliższy przystanek. Tego dnia nigdy nie zapomnę. Czy to normalne, że będąc przy osobach, które są mi tak obce... czuje się tak świetnie? Niesamowicie?
__________________________________________________
Rozdział szybki i krótki ;_;
Wybaczcie za błędy. Wróciłam z Niemiec (nie chcecie wiedzieć, co tam przeżyłam, ale tego nigdy nie zapomnę xD), poszłam na balety z przyjaciółką wczoraj i co? Jak tylko wróciłam, dostałam silnego ataku zimna - gorączka. Pięknie, nie? Nie ma to jak zachorować pod koniec wakacji -.-
Ale idziemy dalej!
Po dzisiejszym meczu, który oglądałam na swoim nowym wypasionym telewizorku (cholera, musiałam się pochwalić xD wybaczcie :c) :
- Ney, naucz się nie przewracać. I załatw sobie nowe buty.
- Valdes, jestem z Ciebie dumna :')
- Messi, po twoim nietrafieniu myślałam, że mi oczy wyjdą z orbit (tak w ogóle słyszeliście o plotkach na temat jak niby Messi zachowuje się w stosunku do kolegów? Nienawidzę mediów, są zakłamane, a ludzie im wierzą... -.-')
- Busi, za co była ta cholerna kartka?!
- Dani, wszystko ok? :c Dobrze sie czujesz Miszczu mój?
- Cesc, co to za kartka!? A, i nasza czwóreczka rozegrała swój setny mecz w Barcelonie! Grając w 100 meczach wygrał 6 pucharów! (przynajmniej tak zrozumiałam z gorączką, kiedy czytałam co Cesku napisał na fejsie)
- No i reszta, reszta zespołu, dziękuję!
- Zobaczyć czerwoną kartkę dla ławki rezerwowych - BEZCENNE <3 (tak, wiem, jestem wredna xD)
Mimo iż nie padła żadna bramka, mimo iż sędziowie to ..... , mimo iż było tak dużo fauli ze strony ATM a to my dostawaliśmy kartki, mimo iż serce się kraje widzącego Ville grającego przeciwko swojej byłej drużynie, pomimo iż nie popisaliście się zbytnio...
I tak was kocham <3
To chyba tyle, może w najbliższym czasie uda mi się coś naskrobać (napisać).
Adios! ;)
PS. Wybaczcie, jeżeli ktoś będzie zniesmaczony tym rozdziałem i uzna, że jestem zboczona xd Bo wcale nike jestem ;d Jakimś cudem ;_; Po prostu jakoś tak mi się chciało pokazać takiego Jordiego, naszego słodziachnego chomiczka :3
Nie powiem, z zainteresowaniem oglądałam tą grę, to było zupełnie co innego niż gra kilku-, kilkunastoletnich chłopców na szkolnym boisku. Tutaj ciężko było przeciwnikowi strzelić bramkę.
- Jesteś na mnie obrażona? - spytałam się, nie odrywając wzroku od Ramosa biegającego tam i z powrotem. - Nic nie mówisz, nic nie komentujesz. Nawet nic nie powiedziałaś jak spotkanie z Włochami.
- A co mam mówić? - odpowiedziała niechętnie Weronika. - Jeszcze nikt nie strzelił bramki.
- A więc jesteś obrażona, bo już z 98 razy byś mnie łapała za ramie i coś krzyczała. Nawet nie błagałaś mnie, żebym zebrała dla ciebie autografów od Hiszpanów. Naprawdę, nie mam pojęcia za co się fochasz, ale kiedy się już ogarniesz, to wiesz gdzie mnie szukać. - powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, idąc w kierunku mojej grupy.
Jednak po drodze, upewniając się, że Weronika na mnie nie patrzy, podeszłam do jej torby leżącej na ziemi i wyciągnęłam z niej jej koszulkę Hiszpańskiej drużyny. Kiedy już ją wyłowiłam, ukryłam ją szybko do swojej torebki i jakby nigdy nic, poszłam dalej. Kradzież? Być może. Miałam pewien plan, który miałam zamiar zrealizować, nawet jeżeli Wiki się do mnie nie odzywała.
Mecz zakończył się wynikiem 1:1 po bramce Fabregasa dla Hiszpanii. Nie wiem czemu, ale po meczu poszłam do szatni moich "podopiecznych". Idąc długim korytarzem oświetlonym sztucznym świateł, nie myślałam o niczym. Minęłam dwóch ochroniarzy z lekkim uśmiechem na twarzy oraz z lekką obawą, że mnie zatrzymają i nie pozwolą iść dalej. Jednak ci tylko odwzajemnili uśmiech i poszli dalej bez jakiegokolwiek zawahania. Kiedy dotarłam pod drzwi szatni weszłam do środka i natychmiast tego pożałowałam. Tak szybko wyleciałam z pomieszczenia jak i wleciałam. Oparłam się o ścianę i zakryłam swoje oczy dłonią robiąc "facepalm'a". Czułam, że jestem czerwona jak burak. W duchu dziękowałam, że swój wzrok miałam skierowany ku górze a nie.. ku dołu. Do tej pory słychać było przez drzwi krzyki chłopaków, gwizdy, śmiechy, typowe dla facetów zboczone odzywki. Nie pomyślałam o tym, że jak wejdę do środka, to ujrzę roznegliżowanych piłkarzy, gdzie tylko niektórzy mieli ręczniki przepasane na biodrach, a kilku inni jeszcze nie zdążyło ściągnąć swoich spodenek. Myślałam, że umrę tam ze wstydu. Po dziesięciu minutach drzwi otworzyły się i przede mną staną jeden z piłkarzy.
- Wejdź. - powiedział z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Był wysoki, miał ciemne włosy i brązowe oczy. - I nie rób więcej takich wpadek, bo to ci nie wyjdzie na dobre. - puścił mi oczko i sam wszedł do szatni.
Kiedy wychyliłam głowę zza drzwi ujrzałam, że teren jest "czysty" i bezpiecznie mogę wejść do środka, nie narażając moich oczu na ślepotę. Piłkarze byli już przyzwoicie pozakrywani tu i ówdzie, więc powoli wkroczyłam do środka. Jednak nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, bo kiedy otwierałam usta by przywitać chłopaków, zostałam porwana przez Torresa, który uwięził mnie w swoich ramionach i nieświadomie zaczął mnie dusić. Kiedy jednak piłkarze ujrzeli, że moje zdrowie, jeżeli nie życie, jest w niebezpieczeństwie, pośpieszyli mi na ratunek i prawie zwijając się ze śmiechu, odciągnęli blondyna od mojej osoby na bezpieczną odległość.
- Oj, dzieciaku! Chcesz naszą królewnę udusić? - zapytał śmiejący się Pique podtrzymujący mnie, żebym spokojnie mogła dojść do siebie po ataku gracza Chelsea. - Już lepiej?
- Tak, tak... już jest lepiej, dziękuję. - uśmiechnęłam się, patrząc się prosto w jego błękitne oczy. - Tak w ogóle to przepraszam... - odwróciłam wzrok od wysokiego Hiszpana i spojrzałam na resztę chłopaków. - nie powinnam tutaj wchodzić bez pukania czy coś. Strasznie mi głupio. - po tych słowach poczułam, że znowu spaliłam buraka.
- Spokojnie, księżniczko! - poczułam, jak ktoś obejmuje mnie jednym ramieniem i kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam tego samego piłkarza co mnie zaprosił do szatni. - Tutaj raczej nikt nie ma ci tego za złe.
- No właśnie, Busi ma całkowitą rację! - potwierdził Jordi Alba, który wyszedł właśnie spod prysznica, tylko i wyłącznie w luźno owinięty ręcznik na biodrach. Zdawało mi się, że gdyby go puścił, to od razu by się zsuną pokazując 'Mini Jordiego' całemu światu. A raczej mi. Nie powiem, jego... mokry wygląd był naprawdę... Nie, dobra, lepiej wam tego nie powiem. Sami musicie sobie to wyobrazić, ale powiem tylko, że każda inna dziewczyna na moim miejscu by się ostro napaliła i na niego rzuciła bez żadnego zastanowienia. - Świetnie, że przyszłaś, księżniczko! Jak ci się podobał mecz?
- Ymm... świetnie. - wydukałam, próbując nie patrzeć na luźno owinięty ręcznik, który z każdą sekundą wydawał się być coraz bardziej luźniejszy. Szybko odwróciłam wzrok i spojrzałam na pierwszego lepszego piłkarza stojącego koło mnie. Zgadnijcie na kogo trafiłam. - A tak w ogóle, to co wy macie z tą "księżniczką"?
- A co, to zabronione? Jesteś jedyna w naszym męskim gronie, powinnaś się czuć wyjątkowo.. księżniczko. - zaśmiał się olbrzym i odwrócił się idąc w kierunku swojej szafki.
- Okeeeeeeeej...? Dobra, niech ci będzie, Pique. A tak poza tym, mam do was prośbę.
- Jaką? - zainteresował się Alba stając obok mnie z dziwnym błyskiem w swoich oczach. Już nie wiedziałam, gdzie się patrzeć... w jego oczy, czy w ręcznik, który o dziwo jeszcze zasłaniał jego męską dumę. - Zrobimy dla ciebie wszystko!
- No właśnie! Wszystko! - potwierdzili dziwnie pobudzeni Torres z Ramosem.
- Nie potrzeba WSZYSTKO. Moglibyście złożyć autografy na tej koszulce? - wyciągnęłam koszulkę Wiktorii ze swojej torebki i wyciągnęłam ją przed siebie, by piłkarze mogli ją zobaczyć. - To koszulka mojej przyjaciółki, która was wręcz kocha do szaleństwa i po prostu oszalałaby ze szczęścia gdyby otrzymała od was wszystkich autografy.
- Nie ma sprawy, już się robi! - krzykną z entuzjazmem Jordi wyrywając mi koszulkę z ręki, co nie było dobrym pomysłem, bo ten gwałtowny ruch sprawił, że ów ręcznik spadł na ziemię odsłaniając tajemnicę chłopaka. W szatni najpierw zapanowała cisza, a później bardzo głośny, gwałtowny, niepohamowany śmiech piłkarzy.
Czy Jordi ma się czym pochwalić? Nie powiem wam, bo akurat w tamtym momencie moje oczy zasłonił swoją dłonią Iker Casillas, który ni stąd ni zowąd pojawił się przy mnie. Kiedy już Jordi zakrył swoją "dumę", mogłam już normalnie spojrzeć na Albę, który spalił buraka tak samo jak ja kilka chwil wcześniej.
Chłopaki popisali całą koszulkę, o mało ją nie rozrywając i oddali mi po chwili, a ja schowałam ów pamiątkę do torby, by jej już nic się nie stało. Oczywiście, nie mogłam się oprzeć i wyżuliłam od Fabregasa jego koszulkę także dla Wiktorii, bo ta wtedy umarłaby ze szczęścia, a skoro była okazja? To czemu nie korzystać!
Ja też dostałam koszulkę. A nawet kilka. W sumie, to piłkarze się zabijali, by mi je wręczyć, niż na opak. To wprost niemożliwe, no nie? Dostałam koszulkę od Torresa, Ramosa (o tak, ta dwójka zawsze jest przy mnie pierwsza), Alby (no dziwne, nie?), Casillasa, Busquetsa i Navasa, którego oczy są wprost magiczne! Nie miałam pojęcia co zrobić z tymi koszulkami, przez myśl mi przeszło, żebym sprzedała na Allegro, ale po chwili się rozmyśliłam. Nie będę taka okrutna.
Po jakimś czasie wyszłam z piłkarzami i odprowadziłam ich do autokaru. Zasugerowali mi podwózkę, ale jakoś nie paliłam się do tego. Nie było tak późno, wolałam już wrócić sama do domu niż jechać autokarem z tyloma napalonymi facetami.
No więc pożegnałam się szybko mówiąc tylko 'Adios! Hasta pronto!' i popędziłam szybko na najbliższy przystanek. Tego dnia nigdy nie zapomnę. Czy to normalne, że będąc przy osobach, które są mi tak obce... czuje się tak świetnie? Niesamowicie?
__________________________________________________
Rozdział szybki i krótki ;_;
Wybaczcie za błędy. Wróciłam z Niemiec (nie chcecie wiedzieć, co tam przeżyłam, ale tego nigdy nie zapomnę xD), poszłam na balety z przyjaciółką wczoraj i co? Jak tylko wróciłam, dostałam silnego ataku zimna - gorączka. Pięknie, nie? Nie ma to jak zachorować pod koniec wakacji -.-
Ale idziemy dalej!
Po dzisiejszym meczu, który oglądałam na swoim nowym wypasionym telewizorku (cholera, musiałam się pochwalić xD wybaczcie :c) :
- Ney, naucz się nie przewracać. I załatw sobie nowe buty.
- Valdes, jestem z Ciebie dumna :')
- Messi, po twoim nietrafieniu myślałam, że mi oczy wyjdą z orbit (tak w ogóle słyszeliście o plotkach na temat jak niby Messi zachowuje się w stosunku do kolegów? Nienawidzę mediów, są zakłamane, a ludzie im wierzą... -.-')
- Busi, za co była ta cholerna kartka?!
- Dani, wszystko ok? :c Dobrze sie czujesz Miszczu mój?
- Cesc, co to za kartka!? A, i nasza czwóreczka rozegrała swój setny mecz w Barcelonie! Grając w 100 meczach wygrał 6 pucharów! (przynajmniej tak zrozumiałam z gorączką, kiedy czytałam co Cesku napisał na fejsie)
- No i reszta, reszta zespołu, dziękuję!
- Zobaczyć czerwoną kartkę dla ławki rezerwowych - BEZCENNE <3 (tak, wiem, jestem wredna xD)
Mimo iż nie padła żadna bramka, mimo iż sędziowie to ..... , mimo iż było tak dużo fauli ze strony ATM a to my dostawaliśmy kartki, mimo iż serce się kraje widzącego Ville grającego przeciwko swojej byłej drużynie, pomimo iż nie popisaliście się zbytnio...
I tak was kocham <3
A to to już naprawdę mnie rozwaliło xDDDD |
To chyba tyle, może w najbliższym czasie uda mi się coś naskrobać (napisać).
Adios! ;)
PS. Wybaczcie, jeżeli ktoś będzie zniesmaczony tym rozdziałem i uzna, że jestem zboczona xd Bo wcale nike jestem ;d Jakimś cudem ;_; Po prostu jakoś tak mi się chciało pokazać takiego Jordiego, naszego słodziachnego chomiczka :3
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Hola!
Wróciłam!!! Byłam na czterodniowym wyjeździe z przyjaciółmi, tego mi brakowało.
Małe ogłoszenie. Nie wiem, kiedy wstawię nowy rozdział opowiadania. Żadnego napisanego następnego rozdziału nie mam, no i ostatnio dręczy mnie brak weny ( to chyba jakaś choroba!!!).
No więc do czego zmierzam... Powiedzmy, że na kilka/kilkanaście dni zawieszam bloga, bo we wtorek wyjeżdżam do Niemiec bez komputera, więc nie będę miała jak "pracować". Mam nadzieję, że rozumiecie xd
Dziękuję za ponad 1000 odsłon :) Cieszy taka liczba i mam nadzieję, że będzie ona szybko rosła i rosła ;)
To chyba tylko tyle, życzę dobrego wykorzystania resztek wakacji, bo niedlugo koszmar wczesnego wstawania znów powróci.
Adios! Hasta pronto!
Wróciłam!!! Byłam na czterodniowym wyjeździe z przyjaciółmi, tego mi brakowało.
Małe ogłoszenie. Nie wiem, kiedy wstawię nowy rozdział opowiadania. Żadnego napisanego następnego rozdziału nie mam, no i ostatnio dręczy mnie brak weny ( to chyba jakaś choroba!!!).
No więc do czego zmierzam... Powiedzmy, że na kilka/kilkanaście dni zawieszam bloga, bo we wtorek wyjeżdżam do Niemiec bez komputera, więc nie będę miała jak "pracować". Mam nadzieję, że rozumiecie xd
Dziękuję za ponad 1000 odsłon :) Cieszy taka liczba i mam nadzieję, że będzie ona szybko rosła i rosła ;)
To chyba tylko tyle, życzę dobrego wykorzystania resztek wakacji, bo niedlugo koszmar wczesnego wstawania znów powróci.
Adios! Hasta pronto!
piątek, 9 sierpnia 2013
Rozdział IX: Kobieta jest jak lilia - subtelny nie ośmieli się jej dotknąć, ale przyjdzie osioł i ją zeżre.
Myślałam, że padnę w tamtym momencie, a moja szczena przywitała się z podłożem na którym stałam. Myślałam, że śnię, albo mam zwidy. Czy to możliwe, że po tylu latach...?
- M.. M.. Ma.. Mateusz..? - ledwo wydukałam to jedno słowo, nie spuszczając z chłopaka wzroku. Dopiero po chwili zobaczyłam małe podobieństwo do tego chłopca sprzed lat, a kiedy odpowiedział na moje pytanie z jeszcze większym uśmiechem, rzuciłam się mu na szyję. - O rany, Mateusz! Tyle lat rozłąki!!
- Matko i córko, kim jesteś i co zrobiłaś z Julią Kłos? - spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, kiedy już go puściłam i zmierzył mnie uważnie, trzymając mnie za ramiona.
- A, poszła gdzieś sobie obrażona jak zwykle na świat i już nie wróciła... na całe szczęście. Wtedy ja mogłam przejąć jej ciało i powywracać jej życie do góry nogami. Dobrze, że tego nie widzi, bo by dostała ataku serca. - uśmiechnęłam się promiennie. - Ale się zmieniłeś!
- Ja się zmieniłem? Spójrz na siebie! Wiesz, że z uśmiechem na ustach jest ci naprawdę pięknie? - spytał, nie odrywając ode mnie wzroku. - W ogóle, to ślicznie wyglądasz.
- Ekhem!!! - przerwała nam Wiktoria, widocznie już ogarnięta, zapominając o całej tej historii z Pawłem. Wiktoria wyraźnie mierzyła chłopaka wzrokiem, niczym wroga i ani na moment nie spuszczała go z oczu. Nawet, kiedy zwróciła się do mnie. - Nie przedstawisz nas sobie?
- A, tak. Weronika, to jest Mateusz, mój przyjaciel z dzieciństwa. Mówiłam wam o nim. Mateusz, to moja najlepsza przyjaciółka, Weronika.
- Miło mi Cię poznać. - wyciągną do niej rękę na przywitanie, lecz ona spojrzała na nią i wróciła spojrzeniem na twarz chłopaka.
- A wiesz, komu właśnie podajesz rękę? Ciekawe, czy jakbyś wiedział, to też byś podał... Madridisto. - ostatnie słowo prawie wysyczała, a chłopak opuścił rękę i znacząco przyjrzał się dziewczynie.
- A Barcelonistka zawsze tak wrogo nastawiona? - zapytał drwiąco, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Nie zawsze, tylko wtedy, kiedy to konieczne. Chodź Julia, musimy już iść. - chwyciła mnie za ramie i pociągnęła w kierunku wyjścia.
- Ej, ej, czekaj! Dokąd się tak śpieszysz?! - zapytałam zdziwiona zachowaniem dziewczyny. Jeszcze nigdy nie widziałam, by się tak zachowywała. - Poczekaj, przecież mamy jeszcze dużo czasu!
- Nie, nie mamy! - stanęła i spojrzała na mnie dzikim wzrokiem. Po czym podeszła bliżej i powiedziała cicho przez zaciśnięte zęby. - Ten chłopak mi się nie podoba, chodź już. - i znowu złapała mnie za ramię, ciągnąc w stronę wyjścia.
- Chwila, ja już tu nie mam nic do gadania!? To mój kumpel z dzieciństwa! Długo się nie widzieliśmy, chciałabym z nim pogadać! - zaprotestowałam. - Sorry, Wera, zobaczymy się później. Jak coś, to jestem pod telefonem.
Dziewczyna długo patrzyła jak się od niej oddalam w stronę jej "wroga", jednak w końcu odwróciła się na pięcie i zła na cały świat, poszła w siną dal.
- Co ugryzło tą twoją... "przyjaciółkę"? - zapytał podając mi cukier. - Zawsze taka jest?
- Nie, pierwszy raz w życiu widziałam, by się tak zachowała w stosunku do kogokolwiek. Nawet dla nas nigdy taka nie była. - kiedy zobaczyłam dziwne spojrzenie chłopaka, szybko dodała. - Bo my jesteśmy we trójkę. Jest jeszcze Justyna... ale ona wyjechała do Anglii.
- A wiesz, co mogło spowodować taką... agresję w stosunku do mnie? - zainteresował się Mateusz.
- Może to dlatego, że ostatnio dość dużo się dzieje w jej życiu... I nie koniecznie przyjemnych rzeczy, szczególnie taka jedna ją rozwaliła od środka. A wiesz, kobieta jest jak lilia, subtelny nie ośmieli się jej dotknąć, ale przyjdzie osioł i ją zeżre. - chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Chyba wiem co masz na myśli. - siedzieliśmy w jednej z pobliskich kawiarni i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Oboje chcieliśmy dowiedzieć się, co się zmieniło u nas i czy dalej będziemy mieli taki dobry kontakt jak kilka lat temu. - Dlatego byłaś wtedy taka wkurzona? Tam, w strefie kibica? Znając cię, to pewnie chciałaś pójść do tego kolesia i go wypatroszyć.
- No, mniej więcej. - przyznałam, śmiejąc się. - Teraz to ja powinnam zrobić coś, ale tobie. Przeszkodziłeś mi, a mi w drogę się nie wchodzi.
- Ten typ chyba musi mnie po rękach całować, uratowałem mu życie. - powiedział dumnie. - Jednak za szlachetny wyczyn mam oberwać za niego?
- Wiesz, mogłeś "stanąć" za każdym, ale nie zanim, bo jemu kara się jednak należy. - odpowiedziałam. - Zmieniając temat, to co ty robisz w Gdańsku?
- Jak to co? - spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach. - Przyjechałem na Euro.
- No tak, oczywiście. - powiedziałam z wrednym wyrazem twarzy. - Bo w końcu po co miałbyś tu przyjeżdżać?
- No właśnie! - zaśmiał się, a ja w odpowiedzi pokazałam mu język. - A ty co tu robisz? W sensie... Chodzi o to, że przecież nigdy nie lubiłaś piłki,a tu nagle niby coś z Euro jesteś wplątana. To ma się rozumieć, że... - w jego oczach zabłysła nadzieja, jednak ja nie mogłam się powstrzymać.
- Nie, nie naprawili mnie, dalej nie cierpię tej gry. - odparowałam, po czym mrugnęłam w kierunku chłopaka. - Zawiedziony?
- Bardzo. - odpowiedział zmęczonym a zarazem zawiedzionym tonem.
- A jak twoje marzenia? - zmieniłam niewygodny temat. - Chciałeś kiedyś grać, prawda?
- Tak, ale... nie. Nie mogę, wiesz... mój organizm na to nie pozwala. Jest za słaby... O wiele za słaby.
- Tak mi przykro. - złapałam jego dłoń i spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. - Co teraz zrobisz? Masz jakieś plany?
- Tak. - powiedział z dumnym wyrazem twarzy, a jego oczy znowu zabłysły. - Idę na medycynę sportową. Specjalnie po to wyjeżdżam do Hiszpanii.
- Do Hiszpanii? Serio? - zapytałam z niedowierzaniem, a na moich ustach znów pojawił się uśmiech.
- Serio. Jadę do Madrytu. Tam będę studiować oraz będę się ubiegać o praktyki w Realu Madrid. Skoro nie mogę być tam graczem... to przynajmniej będę pracować w inny sposób. No a ty? Słucham, opowiadaj!
- Ja? - zaśmiałam się. - Nic ciekawego, po staremu. Ja też się wybieram do Hiszpanii, ale na filologię.
- Nie gadaj! Super, będziemy mogli się spotykać częściej! Na jakim uniwerku w Madrycie będziesz?
- Yyyy... ale ja nie jadę do Madrytu. - powiedziałam niepewnie, wyprowadzając go z błędu, a chłopak tylko na mnie spojrzał badawczo. - Będę mieszkać w Barcelonie. - Mateusz zakrztusił się kawą.
- Że jak? No nie gadaj... a co ty tam będziesz robić? U tych Katalońskich psów, do tego sama jak palec?!
- Nie zapędzaj się. - skarciłam chłopaka. - Swoje Madrytowskie poglądy zachowaj dla siebie, nie chce ich wysłuchiwać. A sama nie będę, bo jadę tam na czyjeś zaproszenie.
- Niby czyje? - zapytał drwiąco. - Też jesteś za UEFAloną?
- Przestań już! - zdenerwowałam się. - Zrozum, że życie nie obraca się tylko wokół piłki nożnej, Barcelona to także zwykłe miasto, nie tylko i wyłącznie klub piłkarski!
W tamtym momencie wstałam i wyszłam z kawiarni tak jakby nigdy nic. Nie wolno mnie denerwować, bo wtedy nigdy nad sobą nie panuję, a zachowanie Brzezickiego było karygodne. Po chwili jednak ktoś złapał mnie za ramie, a przede mną wyrósł zdyszany Mateusz. Było widać, że biegł za mną, a to nie wyszło na zdrowie jego organizmowi.
- Przepraszam. - chłopak był zdyszany i ledwo łapał powietrze do płuc. Mogę się tylko domyślić, jaki to dla niego cios, że ma bardzo słaby organizm. Cios dla osoby, która całe dzieciństwo marzyła o zawodowym graniu w piłkę nożną. - Przepraszam, poniosło mnie. Naprawdę nie chciałem. Wybaczysz mi?
Ja w odpowiedzi podeszłam do niego bliżej i go przytuliłam, a on odwzajemnił mój uścisk. Nie chciałam się na niego gniewać, szczególnie, że dopiero co ujrzałam go po latach. Nie chciałam, żeby znowu nasze drogi się rozeszły. I to w taki sposób.
- Chodź, odprowadzę cię. - nagle powiedział, uwalniając się z mojego uścisku, spoglądając mi głęboko w oczy. Był ode mnie o wiele wyższy, miał gdzieś koło metru osiemdziesiąt pięć. Jak to się miało do mojego metru sześćdziesiąt pięć? - Musisz się stawić niedługo na stadionie.
Stałam już ustawiona na korytarzu prowadzącym do wnętrza stadionu. Co kilka metrów staliśmy ustawieni, by piłkarze bez większego wysilania szarych komórek wiedzieli dokąd zmierzać. Byliśmy ich taką ścieżką, jednak trochę się bałam. Mateusz w drodze na stadion mi mówił, że południowcy to dziwny naród i że rzucają się na wszystko, co się rusza. Trochę się przestraszyłam, nie chciałam by ktokolwiek się na mnie rzucał, do tego z niejasno określonymi intencjami.
To już czas, Hiszpanie właśnie podjechali pod stadion i wysiadali z autokaru. Zaczęłam się trząść, a moja najbliższa "sąsiadka", Kinga, podeszła do mnie uspokajając, żebym się nie martwiła, że każdy z nas jest pierwszy raz na czymś takim. Poprawiła moją koszulkę i wróciła na miejsce. Każdy z nas był prawie tak samo ubrany: identyczne koszulki z napisem "wolontariusz", identyfikatory zawieszone na szyjach, jakieś spodnie i buty.
- Uwaga, już są! – ktoś krzykną, a my stanęliśmy prosto, prawie, że na baczność, z założonymi rękami na plecach.
Jednak spokój i opanowanie, który trenowaliśmy tak długo (a w zasadzie oni, bo ja przecież doszłam do tej grupy w ostatniej chwili), nie udał się. Dziewczyny z przodu szeregu zaczęły nagle piszczeć, co było dla nas wyraźnym znakiem, że nasi "podopieczni" już idą w naszą stronę. Reakcja dziewczyn najwyraźniej rozbawiła piłkarzy, powoli kroczących w głąb obiektu, bo na ich twarzach zagościł uśmiech.
- Spokojnie, spokojnie moje panie! – zawołaj jeden z Hiszpanów z wielkim uśmiechem na twarzy. – Jeszcze nie raz się spotkamy, obiecuję!
„Ramos”, pomyślałam. Nie znałam się przecież na piłce, ale Kinga po ostatnim zebraniu zaproponowała, że „nauczy” mnie wszystkich piłkarzy. Nie powiem, ta nauka była bardzo zabawna ale jakby nie patrzeć, zapamiętałam te wszystkie zakazane mordy.
- O matko... – nagle usłyszałam czyjś głos obok siebie, lecz w żaden sposób nie zareagowałam. – Gdybym wiedział, że taka piękność czeka na mnie w Polsce, już dawno bym się tu zjawił.
Spojrzałam spokojnym wzrokiem na osobnika stojącego obok mnie, mimo, że wszystko we mnie się trzęsło. Nigdy nie czułam się komfortowo przy obcych mężczyznach, szczególnie, kiedy byli ode mnie starsi. I kiedy było ich wiele. I kiedy nie znałam ich intencji. Nie wiem czemu, tak jakoś. Po chwili wpatrywania się tak w oczy Hiszpana, powiedziałam spokojnie:
- W czym mogę panu pomóc? Czy coś jest nie tak?
- O mamusiu kochana, nawet po hiszpańsku mówi! – zachwycił się mężczyzna.
- Torres, co ty tam masz? – nagle po mojej drugiej stronie wyrósł Ramos, który tak samo jak jego przyjaciel Fernando mierzył mnie wzrokiem jak dzikie zwierzę na swoją nową zdobycz. – Witaj, piękna. Jak najpiękniejsza istota na Ziemi ma na imię? Wyjawisz mi swą tajemnicę?
- Nazywa się... Julia. – Nando wziął mój identyfikator do ręki i przeczytał swojemu przyjacielowi. – Julia. A to Ramos, na 'R'. Zapewne czytałaś Shakespeare'a, prawda? Wiesz, co mam na myśli? Jednak wiesz... ja jestem lepszy. – Torres wykonał typowy ruch brwiami. Ja jedynie przewróciłam oczami. Uświadomiłam sobie, że ci dwaj nie są niebezpieczni... to błazny. Powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem, a oni to zauważyli. – O, patrz przyjacielu! Nasza piękność się uśmiecha!
- Torres, ty debilu, przez ciebie ona się z nas śmieje! – walną przyjaciela w głowę.
- Wybacz mi za tych idiotów, ale oni już tacy są. Mata, weź ich! – polecił przechodzącemu akuratnie obok Juanowi, a sam zajął się mną. – Mam nadzieję, że cię nie zniechęcili do naszej drużyny. To kretyni, więc im wybacz. Jestem Iker. - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Julia. – podałam mu dłoń, a ten ją pocałował jak dżentelmen. – Nic się nie stało,to było nawet zabawne.
- Ej, ej, ej, Casillas, nie bądź taki mądry! – zaczęło protestować Torresiątko wraz z Ramosem i nie dawali się poprowadzić dalej Macie. – My ją zobaczyliśmy pierwsi!
- Co ty gadasz?! Ja ją pierwszy zobaczyłem! – wydarł się Ramos na Torresa.
- Chciałbyś, ja z nią pierwszy zacząłem rozmawiać!!!
- Dobra, dosyć tego darcia mordy, dzieciaki! Idźcie, a nie robicie zator, debile! No już, ruszać się! – dołączył do tego całego zamieszania olbrzym wraz z jeszcze innym piłkarzem i trzepną Torresa i Ramosa po głowie. – A ty się im nie dawaj, bo cię zjedzą. – zaśmiał się, zwracając się do mnie i puścił mi oczko, z czego jego kompan także miał niezły ubaw.
„Pique i Fabregas. Nierozłączalny bromance podobno od długich lat.”
- My już idziemy, mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli szansę porozmawiać? Przyjdź do nas po meczu do szatni. – powiedział Casillas i poszedł dalej za resztą, a ja tylko obserwowałam, jak piłkarze z uśmiechami na twarzach i opowiadający sobie jakieś idiotyczne suchary jak to na facetów przystało, poszli dalej.
Nagle koło mnie pojawił się Jordi Alba i mrugając do mnie porozumiewawczo, powiedział: - Przyjdź do nas, będziemy czekać. - po czym pobiegł za swoimi kolegami.
__________________________________________________
No więc... jestem! Dotarłam do tego odcinka, dzięki Bogu! No, niestety doszłam już do rozpoczęcia Euro, więc i niedługo pojawi się finisz tej historii :(
Ale muszę to powiedzieć, Hiszpański znowu zawitał w moim życiu! Wielki "Come back", całe szczęście, że Hiszpański jest łatwy, prosty i przyjemny :) Ale wiesz, jak wymawiać niektóre słowa, bo to nie jest takie proste jak się jednak wydaje xd No bo... jeżeli uczą cię, że coś się czyta jako 'j', a później wymawiają to jak 'ź', no to jak ja mam ogarnąć jak to w końcu jest?! -.-''
No nic, mam nadzieję, że wam się podoba ;D
Dziękuję wam za ponad 900 wyświetleń! <3
Oby ta liczba rosła i rosła C:
To już wszystko, do następnego rozdziału! Adios! ^^
- M.. M.. Ma.. Mateusz..? - ledwo wydukałam to jedno słowo, nie spuszczając z chłopaka wzroku. Dopiero po chwili zobaczyłam małe podobieństwo do tego chłopca sprzed lat, a kiedy odpowiedział na moje pytanie z jeszcze większym uśmiechem, rzuciłam się mu na szyję. - O rany, Mateusz! Tyle lat rozłąki!!
- Matko i córko, kim jesteś i co zrobiłaś z Julią Kłos? - spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, kiedy już go puściłam i zmierzył mnie uważnie, trzymając mnie za ramiona.
- A, poszła gdzieś sobie obrażona jak zwykle na świat i już nie wróciła... na całe szczęście. Wtedy ja mogłam przejąć jej ciało i powywracać jej życie do góry nogami. Dobrze, że tego nie widzi, bo by dostała ataku serca. - uśmiechnęłam się promiennie. - Ale się zmieniłeś!
- Ja się zmieniłem? Spójrz na siebie! Wiesz, że z uśmiechem na ustach jest ci naprawdę pięknie? - spytał, nie odrywając ode mnie wzroku. - W ogóle, to ślicznie wyglądasz.
- Ekhem!!! - przerwała nam Wiktoria, widocznie już ogarnięta, zapominając o całej tej historii z Pawłem. Wiktoria wyraźnie mierzyła chłopaka wzrokiem, niczym wroga i ani na moment nie spuszczała go z oczu. Nawet, kiedy zwróciła się do mnie. - Nie przedstawisz nas sobie?
- A, tak. Weronika, to jest Mateusz, mój przyjaciel z dzieciństwa. Mówiłam wam o nim. Mateusz, to moja najlepsza przyjaciółka, Weronika.
- Miło mi Cię poznać. - wyciągną do niej rękę na przywitanie, lecz ona spojrzała na nią i wróciła spojrzeniem na twarz chłopaka.
- A wiesz, komu właśnie podajesz rękę? Ciekawe, czy jakbyś wiedział, to też byś podał... Madridisto. - ostatnie słowo prawie wysyczała, a chłopak opuścił rękę i znacząco przyjrzał się dziewczynie.
- A Barcelonistka zawsze tak wrogo nastawiona? - zapytał drwiąco, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Nie zawsze, tylko wtedy, kiedy to konieczne. Chodź Julia, musimy już iść. - chwyciła mnie za ramie i pociągnęła w kierunku wyjścia.
- Ej, ej, czekaj! Dokąd się tak śpieszysz?! - zapytałam zdziwiona zachowaniem dziewczyny. Jeszcze nigdy nie widziałam, by się tak zachowywała. - Poczekaj, przecież mamy jeszcze dużo czasu!
- Nie, nie mamy! - stanęła i spojrzała na mnie dzikim wzrokiem. Po czym podeszła bliżej i powiedziała cicho przez zaciśnięte zęby. - Ten chłopak mi się nie podoba, chodź już. - i znowu złapała mnie za ramię, ciągnąc w stronę wyjścia.
- Chwila, ja już tu nie mam nic do gadania!? To mój kumpel z dzieciństwa! Długo się nie widzieliśmy, chciałabym z nim pogadać! - zaprotestowałam. - Sorry, Wera, zobaczymy się później. Jak coś, to jestem pod telefonem.
Dziewczyna długo patrzyła jak się od niej oddalam w stronę jej "wroga", jednak w końcu odwróciła się na pięcie i zła na cały świat, poszła w siną dal.
- Co ugryzło tą twoją... "przyjaciółkę"? - zapytał podając mi cukier. - Zawsze taka jest?
- Nie, pierwszy raz w życiu widziałam, by się tak zachowała w stosunku do kogokolwiek. Nawet dla nas nigdy taka nie była. - kiedy zobaczyłam dziwne spojrzenie chłopaka, szybko dodała. - Bo my jesteśmy we trójkę. Jest jeszcze Justyna... ale ona wyjechała do Anglii.
- A wiesz, co mogło spowodować taką... agresję w stosunku do mnie? - zainteresował się Mateusz.
- Może to dlatego, że ostatnio dość dużo się dzieje w jej życiu... I nie koniecznie przyjemnych rzeczy, szczególnie taka jedna ją rozwaliła od środka. A wiesz, kobieta jest jak lilia, subtelny nie ośmieli się jej dotknąć, ale przyjdzie osioł i ją zeżre. - chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Chyba wiem co masz na myśli. - siedzieliśmy w jednej z pobliskich kawiarni i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Oboje chcieliśmy dowiedzieć się, co się zmieniło u nas i czy dalej będziemy mieli taki dobry kontakt jak kilka lat temu. - Dlatego byłaś wtedy taka wkurzona? Tam, w strefie kibica? Znając cię, to pewnie chciałaś pójść do tego kolesia i go wypatroszyć.
- No, mniej więcej. - przyznałam, śmiejąc się. - Teraz to ja powinnam zrobić coś, ale tobie. Przeszkodziłeś mi, a mi w drogę się nie wchodzi.
- Ten typ chyba musi mnie po rękach całować, uratowałem mu życie. - powiedział dumnie. - Jednak za szlachetny wyczyn mam oberwać za niego?
- Wiesz, mogłeś "stanąć" za każdym, ale nie zanim, bo jemu kara się jednak należy. - odpowiedziałam. - Zmieniając temat, to co ty robisz w Gdańsku?
- Jak to co? - spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach. - Przyjechałem na Euro.
- No tak, oczywiście. - powiedziałam z wrednym wyrazem twarzy. - Bo w końcu po co miałbyś tu przyjeżdżać?
- No właśnie! - zaśmiał się, a ja w odpowiedzi pokazałam mu język. - A ty co tu robisz? W sensie... Chodzi o to, że przecież nigdy nie lubiłaś piłki,a tu nagle niby coś z Euro jesteś wplątana. To ma się rozumieć, że... - w jego oczach zabłysła nadzieja, jednak ja nie mogłam się powstrzymać.
- Nie, nie naprawili mnie, dalej nie cierpię tej gry. - odparowałam, po czym mrugnęłam w kierunku chłopaka. - Zawiedziony?
- Bardzo. - odpowiedział zmęczonym a zarazem zawiedzionym tonem.
- A jak twoje marzenia? - zmieniłam niewygodny temat. - Chciałeś kiedyś grać, prawda?
- Tak, ale... nie. Nie mogę, wiesz... mój organizm na to nie pozwala. Jest za słaby... O wiele za słaby.
- Tak mi przykro. - złapałam jego dłoń i spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. - Co teraz zrobisz? Masz jakieś plany?
- Tak. - powiedział z dumnym wyrazem twarzy, a jego oczy znowu zabłysły. - Idę na medycynę sportową. Specjalnie po to wyjeżdżam do Hiszpanii.
- Do Hiszpanii? Serio? - zapytałam z niedowierzaniem, a na moich ustach znów pojawił się uśmiech.
- Serio. Jadę do Madrytu. Tam będę studiować oraz będę się ubiegać o praktyki w Realu Madrid. Skoro nie mogę być tam graczem... to przynajmniej będę pracować w inny sposób. No a ty? Słucham, opowiadaj!
- Ja? - zaśmiałam się. - Nic ciekawego, po staremu. Ja też się wybieram do Hiszpanii, ale na filologię.
- Nie gadaj! Super, będziemy mogli się spotykać częściej! Na jakim uniwerku w Madrycie będziesz?
- Yyyy... ale ja nie jadę do Madrytu. - powiedziałam niepewnie, wyprowadzając go z błędu, a chłopak tylko na mnie spojrzał badawczo. - Będę mieszkać w Barcelonie. - Mateusz zakrztusił się kawą.
- Że jak? No nie gadaj... a co ty tam będziesz robić? U tych Katalońskich psów, do tego sama jak palec?!
- Nie zapędzaj się. - skarciłam chłopaka. - Swoje Madrytowskie poglądy zachowaj dla siebie, nie chce ich wysłuchiwać. A sama nie będę, bo jadę tam na czyjeś zaproszenie.
- Niby czyje? - zapytał drwiąco. - Też jesteś za UEFAloną?
- Przestań już! - zdenerwowałam się. - Zrozum, że życie nie obraca się tylko wokół piłki nożnej, Barcelona to także zwykłe miasto, nie tylko i wyłącznie klub piłkarski!
W tamtym momencie wstałam i wyszłam z kawiarni tak jakby nigdy nic. Nie wolno mnie denerwować, bo wtedy nigdy nad sobą nie panuję, a zachowanie Brzezickiego było karygodne. Po chwili jednak ktoś złapał mnie za ramie, a przede mną wyrósł zdyszany Mateusz. Było widać, że biegł za mną, a to nie wyszło na zdrowie jego organizmowi.
- Przepraszam. - chłopak był zdyszany i ledwo łapał powietrze do płuc. Mogę się tylko domyślić, jaki to dla niego cios, że ma bardzo słaby organizm. Cios dla osoby, która całe dzieciństwo marzyła o zawodowym graniu w piłkę nożną. - Przepraszam, poniosło mnie. Naprawdę nie chciałem. Wybaczysz mi?
Ja w odpowiedzi podeszłam do niego bliżej i go przytuliłam, a on odwzajemnił mój uścisk. Nie chciałam się na niego gniewać, szczególnie, że dopiero co ujrzałam go po latach. Nie chciałam, żeby znowu nasze drogi się rozeszły. I to w taki sposób.
- Chodź, odprowadzę cię. - nagle powiedział, uwalniając się z mojego uścisku, spoglądając mi głęboko w oczy. Był ode mnie o wiele wyższy, miał gdzieś koło metru osiemdziesiąt pięć. Jak to się miało do mojego metru sześćdziesiąt pięć? - Musisz się stawić niedługo na stadionie.
Stałam już ustawiona na korytarzu prowadzącym do wnętrza stadionu. Co kilka metrów staliśmy ustawieni, by piłkarze bez większego wysilania szarych komórek wiedzieli dokąd zmierzać. Byliśmy ich taką ścieżką, jednak trochę się bałam. Mateusz w drodze na stadion mi mówił, że południowcy to dziwny naród i że rzucają się na wszystko, co się rusza. Trochę się przestraszyłam, nie chciałam by ktokolwiek się na mnie rzucał, do tego z niejasno określonymi intencjami.
To już czas, Hiszpanie właśnie podjechali pod stadion i wysiadali z autokaru. Zaczęłam się trząść, a moja najbliższa "sąsiadka", Kinga, podeszła do mnie uspokajając, żebym się nie martwiła, że każdy z nas jest pierwszy raz na czymś takim. Poprawiła moją koszulkę i wróciła na miejsce. Każdy z nas był prawie tak samo ubrany: identyczne koszulki z napisem "wolontariusz", identyfikatory zawieszone na szyjach, jakieś spodnie i buty.
- Uwaga, już są! – ktoś krzykną, a my stanęliśmy prosto, prawie, że na baczność, z założonymi rękami na plecach.
Jednak spokój i opanowanie, który trenowaliśmy tak długo (a w zasadzie oni, bo ja przecież doszłam do tej grupy w ostatniej chwili), nie udał się. Dziewczyny z przodu szeregu zaczęły nagle piszczeć, co było dla nas wyraźnym znakiem, że nasi "podopieczni" już idą w naszą stronę. Reakcja dziewczyn najwyraźniej rozbawiła piłkarzy, powoli kroczących w głąb obiektu, bo na ich twarzach zagościł uśmiech.
- Spokojnie, spokojnie moje panie! – zawołaj jeden z Hiszpanów z wielkim uśmiechem na twarzy. – Jeszcze nie raz się spotkamy, obiecuję!
„Ramos”, pomyślałam. Nie znałam się przecież na piłce, ale Kinga po ostatnim zebraniu zaproponowała, że „nauczy” mnie wszystkich piłkarzy. Nie powiem, ta nauka była bardzo zabawna ale jakby nie patrzeć, zapamiętałam te wszystkie zakazane mordy.
- O matko... – nagle usłyszałam czyjś głos obok siebie, lecz w żaden sposób nie zareagowałam. – Gdybym wiedział, że taka piękność czeka na mnie w Polsce, już dawno bym się tu zjawił.
Spojrzałam spokojnym wzrokiem na osobnika stojącego obok mnie, mimo, że wszystko we mnie się trzęsło. Nigdy nie czułam się komfortowo przy obcych mężczyznach, szczególnie, kiedy byli ode mnie starsi. I kiedy było ich wiele. I kiedy nie znałam ich intencji. Nie wiem czemu, tak jakoś. Po chwili wpatrywania się tak w oczy Hiszpana, powiedziałam spokojnie:
- W czym mogę panu pomóc? Czy coś jest nie tak?
- O mamusiu kochana, nawet po hiszpańsku mówi! – zachwycił się mężczyzna.
- Torres, co ty tam masz? – nagle po mojej drugiej stronie wyrósł Ramos, który tak samo jak jego przyjaciel Fernando mierzył mnie wzrokiem jak dzikie zwierzę na swoją nową zdobycz. – Witaj, piękna. Jak najpiękniejsza istota na Ziemi ma na imię? Wyjawisz mi swą tajemnicę?
- Nazywa się... Julia. – Nando wziął mój identyfikator do ręki i przeczytał swojemu przyjacielowi. – Julia. A to Ramos, na 'R'. Zapewne czytałaś Shakespeare'a, prawda? Wiesz, co mam na myśli? Jednak wiesz... ja jestem lepszy. – Torres wykonał typowy ruch brwiami. Ja jedynie przewróciłam oczami. Uświadomiłam sobie, że ci dwaj nie są niebezpieczni... to błazny. Powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem, a oni to zauważyli. – O, patrz przyjacielu! Nasza piękność się uśmiecha!
- Torres, ty debilu, przez ciebie ona się z nas śmieje! – walną przyjaciela w głowę.
- Przeze mnie!? Spójrz na siebie,
padalcu! – sprzeciwił się i odepchną Sergia. – To ty chodzisz jak napuszony
kogut, kretynie! – w tamtym momencie naprawdę nie wytrzymałam i wybuchłam
niekontrolowanym śmiechem, a obaj jednocześnie spojrzeli na mnie, po czym Niño dalej zaczął się rzucać do piłkarza. – I widzisz co zrobiłeś?! Teraz dziewczyna
ma z nas polewkę. Jak ty reprezentujesz
nasz kraj!?
Mogę się założyć, że oni zaraz by
stoczyli walkę kogutów, gdyby nie Iker Casillas, który właśnie się wtrącił w
kłótnię. - Wybacz mi za tych idiotów, ale oni już tacy są. Mata, weź ich! – polecił przechodzącemu akuratnie obok Juanowi, a sam zajął się mną. – Mam nadzieję, że cię nie zniechęcili do naszej drużyny. To kretyni, więc im wybacz. Jestem Iker. - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Julia. – podałam mu dłoń, a ten ją pocałował jak dżentelmen. – Nic się nie stało,to było nawet zabawne.
- Ej, ej, ej, Casillas, nie bądź taki mądry! – zaczęło protestować Torresiątko wraz z Ramosem i nie dawali się poprowadzić dalej Macie. – My ją zobaczyliśmy pierwsi!
- Co ty gadasz?! Ja ją pierwszy zobaczyłem! – wydarł się Ramos na Torresa.
- Chciałbyś, ja z nią pierwszy zacząłem rozmawiać!!!
- Dobra, dosyć tego darcia mordy, dzieciaki! Idźcie, a nie robicie zator, debile! No już, ruszać się! – dołączył do tego całego zamieszania olbrzym wraz z jeszcze innym piłkarzem i trzepną Torresa i Ramosa po głowie. – A ty się im nie dawaj, bo cię zjedzą. – zaśmiał się, zwracając się do mnie i puścił mi oczko, z czego jego kompan także miał niezły ubaw.
„Pique i Fabregas. Nierozłączalny bromance podobno od długich lat.”
- My już idziemy, mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli szansę porozmawiać? Przyjdź do nas po meczu do szatni. – powiedział Casillas i poszedł dalej za resztą, a ja tylko obserwowałam, jak piłkarze z uśmiechami na twarzach i opowiadający sobie jakieś idiotyczne suchary jak to na facetów przystało, poszli dalej.
Nagle koło mnie pojawił się Jordi Alba i mrugając do mnie porozumiewawczo, powiedział: - Przyjdź do nas, będziemy czekać. - po czym pobiegł za swoimi kolegami.
__________________________________________________
No więc... jestem! Dotarłam do tego odcinka, dzięki Bogu! No, niestety doszłam już do rozpoczęcia Euro, więc i niedługo pojawi się finisz tej historii :(
Ale muszę to powiedzieć, Hiszpański znowu zawitał w moim życiu! Wielki "Come back", całe szczęście, że Hiszpański jest łatwy, prosty i przyjemny :) Ale wiesz, jak wymawiać niektóre słowa, bo to nie jest takie proste jak się jednak wydaje xd No bo... jeżeli uczą cię, że coś się czyta jako 'j', a później wymawiają to jak 'ź', no to jak ja mam ogarnąć jak to w końcu jest?! -.-''
No nic, mam nadzieję, że wam się podoba ;D
Dziękuję wam za ponad 900 wyświetleń! <3
Oby ta liczba rosła i rosła C:
To już wszystko, do następnego rozdziału! Adios! ^^
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Rozdział VIII: O CO TUTAJ CHODZI?!
- Przykro mi dziewczyny, ale tak już musi być. - powiedział chłopak, z wyraźnym żalem. - Julia, będziesz musiała opuścić Wiktorię i dołączysz do wolontariuszy pracujących przy piłkarzach. Ty Wiktoria w zasadzie też, ale będziesz obstawiać inną drużynę.
- To znaczy? - zapytałam się zdezorientowana.
- Wiktoria będzie działać przy reprezentacji Włoch. - odpowiedział mi, po czym zwrócił się do blondynki. - Znasz bardzo dobrze włoski, prawda? Dlatego jesteś tam potrzebna. Ty natomiast - ponownie się zwrócił do mnie. - Będziesz obstawiać reprezentację Hiszpanii. Potrzebują tam osób znających dobrze hiszpański, więc chyba sama rozumiesz...
- Ale... - spojrzałam na podłamaną przyjaciółkę. - ale ja miałam być wolontariuszką wśród ludzi, w strefie kibica i miałam im pomagać... miałam być z Wiktorią! - poniosłam głos. Byłam zła na chłopaka, mimo, iż wiedziałam, że to nie on o tym decydował. - Niby co ja mam tam robić? Zabawiać Hiszpanów?
- Spokojnie Julka. - chłopak chciał mnie uspokoić, mówiąc do mnie łagodnym tonem i kładąc swoje dłonie na moich ramionach, patrząc przy tym mi prosto w oczy. Pewnie rozumiał, że nie specjalnie podoba nam się ta zmiana.. w sumie, to było widać. - To będzie wyglądało tak, że będziecie "przeprowadzać" piłkarzy z autokarów na stadiony, itd. Tam w hotelach już mają odpowiednie osoby, wy tylko pilnujecie, jak są tutaj w mieście. Jeżeli o coś was pytają, to odpowiadajcie, jak mówią, żebyście coś załatwiły, macie iść do waszego prowadzącego, on to zrobi i wam przekaże co trzeba. Więc praktycznie połowę dni będziecie miały wolnego. A teraz chodźcie, zaprowadzę was do waszych koordynatorów. Niedługo się zaczną zebrania waszych grup. - chłopak zaczął iść, a my tylko po sobie spojrzałyśmy i niechętnie ruszyłyśmy za Markiem.
Po południu wróciłyśmy do mojego domu niespecjalnie zadowolone zmianami. Na zebraniu nie było tragicznie, poinformowali nas, jak to będzie wyglądać, itd. Ludzie byli bardzo uprzejmi, co jest plusem. Przynajmniej będziemy pracować w miłym towarzystwie, jednak dalej byłyśmy złe na to, że postanowili nas rozdzielić. A przecież zgodziłam się na to Euro tylko dlatego, że będzie ze mną Weronika. Widząc nasze miny, Jerzy odłożył gazetę na bok i spytał, co się stało. My usiadłyśmy koło niego i opowiedziałyśmy mu, że nas rozdzielili, a Weronice popłynęły łzy z oczu. Jerzy, wyraźnie zakłopotany, milczał przez jakiś czas, po czym wstał z kanapy i powiedział, że zrobi nam słodki posiłek. Zawsze tak robił, kiedy naprawdę nie wiedział, jak ma pomóc, a wtedy było tylko jedno rozwiązanie. Kobieta musi się nażreć czegoś słodkiego i tuczącego.
Dlatego zrobił nam górę naleśników z nadzieniem cynamonowo-jabłkowym, oraz drugą, taką samą górę cynamonowych pancakes a obok postawił Nutelle, bitą śmietanę i owoce. Nawet przez myśl nam nie przeszło, ile kalorii znajduje się w tych naleśnikach, tylko od razu rzuciłyśmy się na jedzenie i zjadłyśmy wszystko w ciągu piętnastu minut, a było tego sporo.
Po wszystkim, doczołgałyśmy się do mojego pokoju i razem z Werką położyłyśmy się na moim łóżku i przeklinałyśmy własne łakomstwo. Nie mogłyśmy się ruszyć, bo byłyśmy tak napchane.
- Wiesz co Juluś, zjadłabym jeszcze jednego naleśnika z cynamonem.
- Kobieto, nie mów nic o jedzeniu, bo zaraz zwymiotuję. - odpowiedziałam łapiąc się za brzuch. - Naprawdę byś jeszcze to zmieściła?
- Nie, ale dobre były. Teraz muszę przez tydzień nic nie jeść i siedzieć na siłowni chyba z dwadzieścia godzin, by to wszystko spalić. - marudziła blondynka.
- Ty? Kobieto, a co ja mam powiedzieć? Ty codziennie wylewasz siódme poty w szkole baletowej, a ja? Ja mam tylko dobry metabolizm, co może w tym wypadku nic nie zdziałać.
- To pójdziemy pobiegać, co ty na to? - zaproponowała.
- Zgoda, ale dopiero... kiedy mi się zachce. Czyli pewnie za jakiś tysiąc lat. - odparowałam, po czym zaczęłyśmy się śmiać. - Boże, moje lenistwo osiągnęło najwyższy poziom.
- Ale fajne koszulki dostałyśmy, nie? - dziewczyna nagle zmieniła temat. - I będziemy mogły otrzymać od nich autografy!
- Przecież mnie nie interesują autografy, nie lubię piłki! - zaczęłam się śmiać.
- No weź, dla mnie tego nie zrobisz?! - oburzyła się blondynka i chciała jeszcze coś dodać, jednak przerwał jej sygnał nowej wiadomości. Spojrzałyśmy po sobie zdziwione, bo ani ona, ani tym bardziej ja, nie spodziewałyśmy się wiadomości. - GPB19?
- Nie może być, przecież mówił, że nie będzie się odzywał przez miesiąc. - z trudem sięgnęłam po laptopa i otworzyłam pocztę. - O cholera. - Zrobiłam wielkie oczy.
- Co się stało? - przestraszyła się blondynka. Spojrzałam na nią i odpowiedziałam.
- Jadę do Barcelony.
- Coooooooo?! - spojrzała na mnie jak na wariatkę. Nie wierzyła w to co mówię. - Wiesz co... właśnie skaczę, piszczę, tańczę, śpiewam i Bóg wie co jeszcze. Widzisz to?
- Nie za bardzo, przecież leżysz. - zaśmiałam się.
- To sobie to wyobraź, bo przez Jerzego nie mogę się ruszyć. Zobacz to oczami wyobraźni. - pokazała mi język. - Co on dokładnie napisał?
- "Chcę Cię widzieć w połowie lipca w Barcelonie. Powiedz tylko, kiedy masz wylot, a ja się wszystkim zajmę. I nie chcę słyszeć sprzeciwu, nie ma już odwrotu." - przeczytałam na głos wiadomość od Hiszpana.
- Jeja.. brzmi groźnie, to prawie jak rozkaz.
- No nie? - spojrzałam na nią. - Czyli kierunek BARCELONA!! - zaczęłam się drzeć. - Jerzy! Jerzy, chodź tu szybko!!
Rok 2012, 10 czerwca.
- Wiktoria, coś się stało? Czemu dzwonisz? - spytałam, kiedy odebrałam telefon. Byłam bardzo zaskoczona, że dziewczyna się ze mną kontaktuje o tej godzinie.
- Musimy się spotkać. - odpowiedziała, a jej głos się łamał. - Przyjdź do strefy kibica. Teraz. Czekam.
- Dobra, ale... - chciałam coś dodać, jednak ta się rozłączyła.
Kiedy weszłam do strefy kibica, od razu wyczułam, gdzie mam iść. Podeszłam do miejsca, gdzie sprzedawali piwo. Nie było ludzi, poza jakimiś gromadkami młodych i ekipy przygotowującej strefę na wieczór. Nic dziwnego, była bardzo wczesna godzina.
Kiedy znalazłam Weronikę, nie była w najlepszym stanie. Siedziała na krześle i piła już kolejne piwo, a przecież za kilka godzin miała obstawiać reprezentację Włoch! Podeszłam do niej i strzeliłam jej w głowę gazetą, którą trzymałam w ręce. Ta w odpowiedzi tylko podniosła na mnie nieprzytomny wzrok i zaczęła płakać. Zdezorientowana, stanęłam jak słup soli i wpatrywałam się na blondynkę wielkimi oczami.
- Wiki... dobrze się czujesz? Co ci jest? - podeszłam do niej bliżej, a ta mnie objęła w tali, przytulając się do mojego brzucha, a jej łzy lały się strumieniami.
- Bo... bo... bo.. - ciągnęła nosem dziewczyna. - Bo Paweł mnie... mnie.. mnie... - łkała i nie mogła się normalnie wysłowić. W końcu jednak wydusiła z siebie, co jej leżało na sercu. - Bo on mnie już nie kochaa... Zdradził mnie, ma inną.
- Oj, kochanie... - klęknęłam obok niej i spojrzałam jej w oczy, ścierając jej łzy z policzków. Mówiłam bardzo łagodnym tonem, by ją uspokoić. - To na pewno nie tak, pewnie coś źle zrozumiałaś, zinterpretowałaś. Nie możesz bezpodstawnie go oskarżać o taką zbrodnię! - dobrze wiedziałam, że Wiktoria ma bardzo bujną wyobraźnie i że jest bardzo emocjonalna. Nie raz już się zdarzały takie historie, jednak chyba nie na taką skalę, że dziewczyna w biały dzień chciała się upić piwem. - Niby dlaczego tak uważasz?
- Bo.. bo.. bo mi to powiedział. - spojrzałam na nią zszokowana, myślałam, że oczy wyjdą mi z orbit jak to usłyszałam.
- Że co?!
- Powiedział, że mnie nie kocha i że jest inna. Że i tak to nie ma sensu, bo wyjeżdżam, więc będzie mieć spokój i że to i tak moja wina. No i, że w końcu znalazł kogoś, kto w końcu go "zadowoli". - po tych słowach wstałam i miałam ochotę roznieść wszystko dookoła. Ten dupek nie dość, że zdradzał moją przyjaciółkę, bo nie chciała mu dać dupy od razu, jak jakaś tania dziwka, to jeszcze bezczelnie wykorzystuje fakt, że Weronika jedzie do Włoch jako swoje usprawiedliwienie! Szczyt bezczelności!
- Ja mu zaraz pokarzę... - odwróciłam się na pięcie i miałam zamiar iść do tego skur... kiedy nagle...
- Julia!! Juliś, moja ukochana! Jak to wspaniale, że Cię widzę! Myślałem, że już nigdy Ciebie nie zobaczę! Los mi sprzyja, tak się cieszę! - właśnie byłam w objęciach jakiegoś obcego chłopaka, który kręcił mnie wokół własnej osi, a kiedy postawił moje ciało na ziemi, zaczął całować mnie po twarzy. Byłam tak zszokowana tym wszystkim, że nie wiedziałam jak się zachować. Wiktorii, widząc całe to zdarzenie, szczena opadła do samej ziemi. "O CO TUTAJ CHODZI?!" Po chwili doszłam do siebie i odepchnęłam intruza, który naruszał moją przestrzeń osobistą, a ten spojrzał na mnie pustym wzrokiem, wyraźnie zaskoczony moją reakcją. - Co jest, Juliś? Nie poznajesz mnie? - spytał, robiąc krok do przodu.
- Nie, a powinnam? Kim ty, do cholery, jesteś!? - zdenerwowałam się, tym samym robiąc krok w tył, a do mojej twarzy napłynęła krew. Myślałam, że zaraz wybuchnę, rzucę się na zboczeńca z pazurami i zrobię mu krzywdę. Jednak ten ze spokojem i... UŚMIECHEM(?!) na ustach, wyciągną do mnie dłoń i odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Pójdziesz ze mną pokopać w gałe?
__________________________________________________
Mi już do reszty dobija, nie miałam pomysłu na ten rozdział xd A tak się starałam :c
Merche Saldana, masz dziewczyno, rozdział pisany z prędkością światła xD Był już gotowy w sobotę... ale postanowiłam, że zrobię te kilka dni odstępu... w sumie to tylko dwa xD Zastanawia mnie jednak, jak ja to pociągnę do końca :/ Powoli zaczynają mi się kończyć pomysły ;_;
Dobra, kto się domyśla, kim jest 'intruz'? :]
To nie powinno być takie trudne xD Prace nad nowym rozdziałem idą pełną parą.. tylko, że znowu nie mam pomysłu na akcję :c
A i jeżeli zrobiłam komuś ochotę na naleśniki... to proszę mnie nie bić!! Mogę nawet podrzucić przepisy, to samemu można je zrobić ! xDD
To wszystko (CHYBA), ADIOS! ;*
- To znaczy? - zapytałam się zdezorientowana.
- Wiktoria będzie działać przy reprezentacji Włoch. - odpowiedział mi, po czym zwrócił się do blondynki. - Znasz bardzo dobrze włoski, prawda? Dlatego jesteś tam potrzebna. Ty natomiast - ponownie się zwrócił do mnie. - Będziesz obstawiać reprezentację Hiszpanii. Potrzebują tam osób znających dobrze hiszpański, więc chyba sama rozumiesz...
- Ale... - spojrzałam na podłamaną przyjaciółkę. - ale ja miałam być wolontariuszką wśród ludzi, w strefie kibica i miałam im pomagać... miałam być z Wiktorią! - poniosłam głos. Byłam zła na chłopaka, mimo, iż wiedziałam, że to nie on o tym decydował. - Niby co ja mam tam robić? Zabawiać Hiszpanów?
- Spokojnie Julka. - chłopak chciał mnie uspokoić, mówiąc do mnie łagodnym tonem i kładąc swoje dłonie na moich ramionach, patrząc przy tym mi prosto w oczy. Pewnie rozumiał, że nie specjalnie podoba nam się ta zmiana.. w sumie, to było widać. - To będzie wyglądało tak, że będziecie "przeprowadzać" piłkarzy z autokarów na stadiony, itd. Tam w hotelach już mają odpowiednie osoby, wy tylko pilnujecie, jak są tutaj w mieście. Jeżeli o coś was pytają, to odpowiadajcie, jak mówią, żebyście coś załatwiły, macie iść do waszego prowadzącego, on to zrobi i wam przekaże co trzeba. Więc praktycznie połowę dni będziecie miały wolnego. A teraz chodźcie, zaprowadzę was do waszych koordynatorów. Niedługo się zaczną zebrania waszych grup. - chłopak zaczął iść, a my tylko po sobie spojrzałyśmy i niechętnie ruszyłyśmy za Markiem.
Po południu wróciłyśmy do mojego domu niespecjalnie zadowolone zmianami. Na zebraniu nie było tragicznie, poinformowali nas, jak to będzie wyglądać, itd. Ludzie byli bardzo uprzejmi, co jest plusem. Przynajmniej będziemy pracować w miłym towarzystwie, jednak dalej byłyśmy złe na to, że postanowili nas rozdzielić. A przecież zgodziłam się na to Euro tylko dlatego, że będzie ze mną Weronika. Widząc nasze miny, Jerzy odłożył gazetę na bok i spytał, co się stało. My usiadłyśmy koło niego i opowiedziałyśmy mu, że nas rozdzielili, a Weronice popłynęły łzy z oczu. Jerzy, wyraźnie zakłopotany, milczał przez jakiś czas, po czym wstał z kanapy i powiedział, że zrobi nam słodki posiłek. Zawsze tak robił, kiedy naprawdę nie wiedział, jak ma pomóc, a wtedy było tylko jedno rozwiązanie. Kobieta musi się nażreć czegoś słodkiego i tuczącego.
Dlatego zrobił nam górę naleśników z nadzieniem cynamonowo-jabłkowym, oraz drugą, taką samą górę cynamonowych pancakes a obok postawił Nutelle, bitą śmietanę i owoce. Nawet przez myśl nam nie przeszło, ile kalorii znajduje się w tych naleśnikach, tylko od razu rzuciłyśmy się na jedzenie i zjadłyśmy wszystko w ciągu piętnastu minut, a było tego sporo.
Po wszystkim, doczołgałyśmy się do mojego pokoju i razem z Werką położyłyśmy się na moim łóżku i przeklinałyśmy własne łakomstwo. Nie mogłyśmy się ruszyć, bo byłyśmy tak napchane.
- Wiesz co Juluś, zjadłabym jeszcze jednego naleśnika z cynamonem.
- Kobieto, nie mów nic o jedzeniu, bo zaraz zwymiotuję. - odpowiedziałam łapiąc się za brzuch. - Naprawdę byś jeszcze to zmieściła?
- Nie, ale dobre były. Teraz muszę przez tydzień nic nie jeść i siedzieć na siłowni chyba z dwadzieścia godzin, by to wszystko spalić. - marudziła blondynka.
- Ty? Kobieto, a co ja mam powiedzieć? Ty codziennie wylewasz siódme poty w szkole baletowej, a ja? Ja mam tylko dobry metabolizm, co może w tym wypadku nic nie zdziałać.
- To pójdziemy pobiegać, co ty na to? - zaproponowała.
- Zgoda, ale dopiero... kiedy mi się zachce. Czyli pewnie za jakiś tysiąc lat. - odparowałam, po czym zaczęłyśmy się śmiać. - Boże, moje lenistwo osiągnęło najwyższy poziom.
- Ale fajne koszulki dostałyśmy, nie? - dziewczyna nagle zmieniła temat. - I będziemy mogły otrzymać od nich autografy!
- Przecież mnie nie interesują autografy, nie lubię piłki! - zaczęłam się śmiać.
- No weź, dla mnie tego nie zrobisz?! - oburzyła się blondynka i chciała jeszcze coś dodać, jednak przerwał jej sygnał nowej wiadomości. Spojrzałyśmy po sobie zdziwione, bo ani ona, ani tym bardziej ja, nie spodziewałyśmy się wiadomości. - GPB19?
- Nie może być, przecież mówił, że nie będzie się odzywał przez miesiąc. - z trudem sięgnęłam po laptopa i otworzyłam pocztę. - O cholera. - Zrobiłam wielkie oczy.
- Co się stało? - przestraszyła się blondynka. Spojrzałam na nią i odpowiedziałam.
- Jadę do Barcelony.
- Coooooooo?! - spojrzała na mnie jak na wariatkę. Nie wierzyła w to co mówię. - Wiesz co... właśnie skaczę, piszczę, tańczę, śpiewam i Bóg wie co jeszcze. Widzisz to?
- Nie za bardzo, przecież leżysz. - zaśmiałam się.
- To sobie to wyobraź, bo przez Jerzego nie mogę się ruszyć. Zobacz to oczami wyobraźni. - pokazała mi język. - Co on dokładnie napisał?
- "Chcę Cię widzieć w połowie lipca w Barcelonie. Powiedz tylko, kiedy masz wylot, a ja się wszystkim zajmę. I nie chcę słyszeć sprzeciwu, nie ma już odwrotu." - przeczytałam na głos wiadomość od Hiszpana.
- Jeja.. brzmi groźnie, to prawie jak rozkaz.
- No nie? - spojrzałam na nią. - Czyli kierunek BARCELONA!! - zaczęłam się drzeć. - Jerzy! Jerzy, chodź tu szybko!!
Rok 2012, 10 czerwca.
- Wiktoria, coś się stało? Czemu dzwonisz? - spytałam, kiedy odebrałam telefon. Byłam bardzo zaskoczona, że dziewczyna się ze mną kontaktuje o tej godzinie.
- Musimy się spotkać. - odpowiedziała, a jej głos się łamał. - Przyjdź do strefy kibica. Teraz. Czekam.
- Dobra, ale... - chciałam coś dodać, jednak ta się rozłączyła.
Kiedy weszłam do strefy kibica, od razu wyczułam, gdzie mam iść. Podeszłam do miejsca, gdzie sprzedawali piwo. Nie było ludzi, poza jakimiś gromadkami młodych i ekipy przygotowującej strefę na wieczór. Nic dziwnego, była bardzo wczesna godzina.
Kiedy znalazłam Weronikę, nie była w najlepszym stanie. Siedziała na krześle i piła już kolejne piwo, a przecież za kilka godzin miała obstawiać reprezentację Włoch! Podeszłam do niej i strzeliłam jej w głowę gazetą, którą trzymałam w ręce. Ta w odpowiedzi tylko podniosła na mnie nieprzytomny wzrok i zaczęła płakać. Zdezorientowana, stanęłam jak słup soli i wpatrywałam się na blondynkę wielkimi oczami.
- Wiki... dobrze się czujesz? Co ci jest? - podeszłam do niej bliżej, a ta mnie objęła w tali, przytulając się do mojego brzucha, a jej łzy lały się strumieniami.
- Bo... bo... bo.. - ciągnęła nosem dziewczyna. - Bo Paweł mnie... mnie.. mnie... - łkała i nie mogła się normalnie wysłowić. W końcu jednak wydusiła z siebie, co jej leżało na sercu. - Bo on mnie już nie kochaa... Zdradził mnie, ma inną.
- Oj, kochanie... - klęknęłam obok niej i spojrzałam jej w oczy, ścierając jej łzy z policzków. Mówiłam bardzo łagodnym tonem, by ją uspokoić. - To na pewno nie tak, pewnie coś źle zrozumiałaś, zinterpretowałaś. Nie możesz bezpodstawnie go oskarżać o taką zbrodnię! - dobrze wiedziałam, że Wiktoria ma bardzo bujną wyobraźnie i że jest bardzo emocjonalna. Nie raz już się zdarzały takie historie, jednak chyba nie na taką skalę, że dziewczyna w biały dzień chciała się upić piwem. - Niby dlaczego tak uważasz?
- Bo.. bo.. bo mi to powiedział. - spojrzałam na nią zszokowana, myślałam, że oczy wyjdą mi z orbit jak to usłyszałam.
- Że co?!
- Powiedział, że mnie nie kocha i że jest inna. Że i tak to nie ma sensu, bo wyjeżdżam, więc będzie mieć spokój i że to i tak moja wina. No i, że w końcu znalazł kogoś, kto w końcu go "zadowoli". - po tych słowach wstałam i miałam ochotę roznieść wszystko dookoła. Ten dupek nie dość, że zdradzał moją przyjaciółkę, bo nie chciała mu dać dupy od razu, jak jakaś tania dziwka, to jeszcze bezczelnie wykorzystuje fakt, że Weronika jedzie do Włoch jako swoje usprawiedliwienie! Szczyt bezczelności!
- Ja mu zaraz pokarzę... - odwróciłam się na pięcie i miałam zamiar iść do tego skur... kiedy nagle...
- Julia!! Juliś, moja ukochana! Jak to wspaniale, że Cię widzę! Myślałem, że już nigdy Ciebie nie zobaczę! Los mi sprzyja, tak się cieszę! - właśnie byłam w objęciach jakiegoś obcego chłopaka, który kręcił mnie wokół własnej osi, a kiedy postawił moje ciało na ziemi, zaczął całować mnie po twarzy. Byłam tak zszokowana tym wszystkim, że nie wiedziałam jak się zachować. Wiktorii, widząc całe to zdarzenie, szczena opadła do samej ziemi. "O CO TUTAJ CHODZI?!" Po chwili doszłam do siebie i odepchnęłam intruza, który naruszał moją przestrzeń osobistą, a ten spojrzał na mnie pustym wzrokiem, wyraźnie zaskoczony moją reakcją. - Co jest, Juliś? Nie poznajesz mnie? - spytał, robiąc krok do przodu.
- Nie, a powinnam? Kim ty, do cholery, jesteś!? - zdenerwowałam się, tym samym robiąc krok w tył, a do mojej twarzy napłynęła krew. Myślałam, że zaraz wybuchnę, rzucę się na zboczeńca z pazurami i zrobię mu krzywdę. Jednak ten ze spokojem i... UŚMIECHEM(?!) na ustach, wyciągną do mnie dłoń i odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Pójdziesz ze mną pokopać w gałe?
__________________________________________________
Mi już do reszty dobija, nie miałam pomysłu na ten rozdział xd A tak się starałam :c
Merche Saldana, masz dziewczyno, rozdział pisany z prędkością światła xD Był już gotowy w sobotę... ale postanowiłam, że zrobię te kilka dni odstępu... w sumie to tylko dwa xD Zastanawia mnie jednak, jak ja to pociągnę do końca :/ Powoli zaczynają mi się kończyć pomysły ;_;
Dobra, kto się domyśla, kim jest 'intruz'? :]
To nie powinno być takie trudne xD Prace nad nowym rozdziałem idą pełną parą.. tylko, że znowu nie mam pomysłu na akcję :c
A i jeżeli zrobiłam komuś ochotę na naleśniki... to proszę mnie nie bić!! Mogę nawet podrzucić przepisy, to samemu można je zrobić ! xDD
To wszystko (CHYBA), ADIOS! ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)