piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział IX: Kobieta jest jak lilia - subtelny nie ośmieli się jej dotknąć, ale przyjdzie osioł i ją zeżre.

          Myślałam, że padnę w tamtym momencie, a moja szczena przywitała się z podłożem na którym stałam. Myślałam, że śnię, albo mam zwidy. Czy to możliwe, że po tylu latach...? 

          - M.. M.. Ma.. Mateusz..? - ledwo wydukałam to jedno słowo, nie spuszczając z chłopaka wzroku. Dopiero po chwili zobaczyłam małe podobieństwo do tego chłopca  sprzed lat, a kiedy odpowiedział na moje pytanie z jeszcze większym uśmiechem, rzuciłam się mu na szyję. - O rany, Mateusz! Tyle lat rozłąki!! 
          - Matko i córko, kim jesteś i co zrobiłaś z Julią Kłos? - spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, kiedy już go puściłam i zmierzył mnie uważnie, trzymając mnie za ramiona. 
          - A, poszła gdzieś sobie obrażona jak zwykle na świat i już nie wróciła... na całe szczęście. Wtedy ja mogłam przejąć jej ciało i powywracać jej życie do góry nogami. Dobrze, że tego  nie widzi, bo by dostała ataku serca. - uśmiechnęłam się promiennie. - Ale się zmieniłeś! 

          - Ja się zmieniłem? Spójrz na siebie! Wiesz, że z uśmiechem na ustach jest ci naprawdę pięknie? - spytał, nie odrywając ode mnie wzroku. - W ogóle, to ślicznie wyglądasz. 
          - Ekhem!!! - przerwała nam Wiktoria, widocznie już ogarnięta, zapominając o całej tej historii z Pawłem. Wiktoria wyraźnie mierzyła chłopaka wzrokiem, niczym wroga i ani na moment nie spuszczała go z oczu. Nawet, kiedy zwróciła się do mnie. - Nie przedstawisz nas sobie?
          - A, tak. Weronika, to jest Mateusz, mój przyjaciel z dzieciństwa. Mówiłam wam o nim. Mateusz, to moja najlepsza przyjaciółka, Weronika. 
          - Miło mi Cię poznać. - wyciągną do niej rękę na przywitanie, lecz ona spojrzała na nią i wróciła spojrzeniem na twarz chłopaka. 
          - A wiesz, komu właśnie podajesz rękę? Ciekawe, czy jakbyś wiedział, to też byś podał... Madridisto. - ostatnie słowo prawie wysyczała, a chłopak opuścił rękę i znacząco przyjrzał się dziewczynie. 
          - A Barcelonistka zawsze tak wrogo nastawiona? - zapytał drwiąco, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.
          - Nie zawsze, tylko wtedy, kiedy to konieczne. Chodź Julia, musimy już iść. - chwyciła mnie za ramie i pociągnęła w kierunku wyjścia. 
          - Ej, ej, czekaj! Dokąd się tak śpieszysz?! - zapytałam zdziwiona zachowaniem dziewczyny. Jeszcze nigdy nie widziałam, by się tak zachowywała. - Poczekaj, przecież mamy jeszcze dużo czasu!
          - Nie, nie mamy! - stanęła i spojrzała na mnie dzikim wzrokiem. Po czym podeszła bliżej i powiedziała cicho przez zaciśnięte zęby. - Ten chłopak mi się nie podoba, chodź już. - i znowu złapała mnie za ramię, ciągnąc w stronę wyjścia. 
          - Chwila, ja już tu nie mam nic do gadania!? To mój kumpel z dzieciństwa! Długo się nie widzieliśmy, chciałabym z nim pogadać! - zaprotestowałam. - Sorry, Wera, zobaczymy się później. Jak coś, to jestem pod telefonem. 
          Dziewczyna długo patrzyła jak się od niej oddalam w stronę jej "wroga", jednak w końcu odwróciła się na pięcie i zła na cały świat, poszła w siną dal. 



          - Co ugryzło tą twoją... "przyjaciółkę"? - zapytał podając mi cukier. - Zawsze taka jest? 
          - Nie, pierwszy raz w życiu widziałam, by się tak zachowała w stosunku do kogokolwiek. Nawet dla nas nigdy taka nie była. - kiedy zobaczyłam dziwne spojrzenie chłopaka, szybko dodała. - Bo my jesteśmy we trójkę. Jest jeszcze Justyna... ale ona wyjechała do Anglii. 
          - A wiesz, co mogło spowodować taką... agresję w stosunku do mnie? - zainteresował się Mateusz. 
          - Może to dlatego, że ostatnio dość dużo się dzieje w jej życiu... I nie koniecznie przyjemnych rzeczy, szczególnie taka jedna ją rozwaliła od środka. A wiesz, kobieta jest jak lilia, subtelny nie ośmieli się jej dotknąć, ale przyjdzie osioł i ją zeżre. - chłopak zaśmiał się pod nosem. 
          - Chyba wiem co masz na myśli. - siedzieliśmy w jednej z pobliskich kawiarni i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Oboje chcieliśmy dowiedzieć się, co się zmieniło u nas i czy dalej będziemy mieli taki dobry kontakt jak kilka lat temu. - Dlatego byłaś wtedy taka wkurzona? Tam, w strefie kibica? Znając cię, to pewnie chciałaś pójść do tego kolesia i go wypatroszyć. 
          - No, mniej więcej. - przyznałam, śmiejąc się. - Teraz to ja powinnam zrobić coś, ale tobie. Przeszkodziłeś mi, a mi w drogę się nie wchodzi. 
          - Ten typ chyba musi mnie po rękach całować, uratowałem mu życie. - powiedział dumnie. - Jednak za szlachetny wyczyn mam oberwać za niego? 
          - Wiesz, mogłeś "stanąć" za każdym, ale nie zanim, bo jemu kara się jednak należy. - odpowiedziałam. - Zmieniając temat, to co ty robisz w Gdańsku? 
          - Jak to co? - spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach. - Przyjechałem na Euro. 
          - No tak, oczywiście. - powiedziałam z wrednym wyrazem twarzy. - Bo w końcu po co miałbyś tu przyjeżdżać? 
          - No właśnie! - zaśmiał się, a ja w odpowiedzi pokazałam mu język. - A ty co tu robisz? W sensie... Chodzi o to, że przecież nigdy nie lubiłaś piłki,a tu nagle niby coś z Euro jesteś wplątana. To ma się rozumieć, że... - w jego oczach zabłysła nadzieja, jednak ja nie mogłam się powstrzymać. 
          - Nie, nie naprawili mnie, dalej nie cierpię tej gry. - odparowałam, po czym mrugnęłam w kierunku chłopaka. - Zawiedziony? 
          - Bardzo. - odpowiedział zmęczonym a zarazem zawiedzionym tonem. 
          - A jak twoje marzenia? - zmieniłam niewygodny temat. - Chciałeś kiedyś grać, prawda?
          - Tak, ale... nie. Nie mogę, wiesz... mój organizm na to nie pozwala. Jest za słaby... O wiele za słaby.
          - Tak mi przykro. - złapałam jego dłoń i spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. - Co teraz zrobisz? Masz jakieś plany?
          - Tak. - powiedział z dumnym wyrazem twarzy, a jego oczy znowu zabłysły. - Idę na medycynę sportową. Specjalnie po to wyjeżdżam do Hiszpanii. 
          - Do Hiszpanii? Serio? - zapytałam z niedowierzaniem, a na moich ustach znów pojawił się uśmiech. 
          - Serio. Jadę do Madrytu. Tam będę studiować oraz będę się ubiegać o praktyki w Realu Madrid. Skoro nie mogę być tam graczem... to przynajmniej będę pracować w inny sposób. No a ty? Słucham, opowiadaj!
          - Ja? - zaśmiałam się. - Nic ciekawego, po staremu. Ja też się wybieram do Hiszpanii, ale na filologię. 
          - Nie gadaj! Super, będziemy mogli się spotykać częściej! Na jakim uniwerku w Madrycie będziesz? 
          - Yyyy... ale ja nie jadę do Madrytu. - powiedziałam niepewnie, wyprowadzając go z błędu, a chłopak tylko na mnie spojrzał badawczo. - Będę mieszkać w Barcelonie. - Mateusz zakrztusił się kawą. 
          - Że jak? No nie gadaj... a co ty tam będziesz robić? U tych Katalońskich psów, do tego sama jak palec?!
          - Nie zapędzaj się. - skarciłam chłopaka. - Swoje Madrytowskie poglądy zachowaj dla siebie, nie chce ich wysłuchiwać. A sama nie będę, bo jadę tam na czyjeś zaproszenie. 
          - Niby czyje? - zapytał drwiąco. - Też jesteś za UEFAloną? 
          - Przestań już! - zdenerwowałam się. - Zrozum, że życie nie obraca się tylko wokół piłki nożnej, Barcelona to także zwykłe miasto, nie tylko i wyłącznie klub piłkarski!
          W tamtym momencie wstałam i wyszłam z kawiarni tak jakby nigdy nic. Nie wolno mnie denerwować, bo wtedy nigdy nad sobą nie panuję, a zachowanie Brzezickiego było karygodne. Po chwili jednak ktoś złapał mnie za ramie, a przede mną wyrósł zdyszany Mateusz. Było widać, że biegł za mną, a to nie wyszło na zdrowie jego organizmowi. 
          - Przepraszam. - chłopak był zdyszany i ledwo łapał powietrze do płuc. Mogę się tylko domyślić, jaki to dla niego cios, że ma bardzo słaby organizm. Cios dla osoby, która całe dzieciństwo marzyła o zawodowym graniu w piłkę nożną. - Przepraszam, poniosło mnie. Naprawdę nie chciałem. Wybaczysz mi? 
          Ja w odpowiedzi podeszłam do niego bliżej i go przytuliłam, a on odwzajemnił mój uścisk. Nie chciałam się na niego gniewać, szczególnie, że dopiero co ujrzałam go po latach. Nie chciałam, żeby znowu nasze drogi się rozeszły. I to w taki sposób. 
          - Chodź, odprowadzę cię. - nagle powiedział, uwalniając się z mojego uścisku, spoglądając mi głęboko w oczy. Był ode mnie o wiele wyższy, miał gdzieś koło metru osiemdziesiąt pięć. Jak to się miało do mojego metru sześćdziesiąt pięć? - Musisz się stawić niedługo na stadionie.



          Stałam już ustawiona na korytarzu prowadzącym do wnętrza stadionu. Co kilka metrów staliśmy ustawieni, by piłkarze bez większego wysilania szarych komórek wiedzieli dokąd zmierzać. Byliśmy ich taką ścieżką, jednak trochę się bałam. Mateusz w drodze na stadion mi mówił, że południowcy to dziwny naród i że rzucają się na wszystko, co się rusza. Trochę się przestraszyłam, nie chciałam by ktokolwiek się na mnie rzucał, do tego z niejasno określonymi intencjami. 
          To już czas, Hiszpanie właśnie podjechali pod stadion i wysiadali z autokaru. Zaczęłam się trząść, a moja najbliższa "sąsiadka", Kinga, podeszła do mnie uspokajając, żebym się nie martwiła, że każdy z nas jest pierwszy raz na czymś takim. Poprawiła moją koszulkę i wróciła na miejsce. Każdy z nas był prawie tak samo ubrany: identyczne koszulki z napisem "wolontariusz", identyfikatory zawieszone na szyjach, jakieś spodnie i buty.  
          - Uwaga, już są! – ktoś krzykną, a my stanęliśmy prosto, prawie, że na baczność, z założonymi rękami na plecach.
          Jednak spokój i opanowanie, który trenowaliśmy tak długo (a w zasadzie oni, bo ja przecież doszłam do tej grupy w ostatniej chwili), nie udał się. Dziewczyny z przodu szeregu zaczęły nagle piszczeć, co było dla nas wyraźnym znakiem, że nasi "podopieczni" już idą w naszą stronę. Reakcja dziewczyn najwyraźniej rozbawiła piłkarzy, powoli kroczących w głąb obiektu, bo na ich twarzach zagościł uśmiech. 

          - Spokojnie, spokojnie moje panie! – zawołaj jeden z Hiszpanów z wielkim uśmiechem na twarzy. – Jeszcze nie raz się spotkamy, obiecuję! 
          Ramos”, pomyślałam. Nie znałam się przecież na piłce, ale Kinga po ostatnim zebraniu zaproponowała, że „nauczy” mnie  wszystkich piłkarzy. Nie powiem, ta nauka była bardzo zabawna ale jakby nie patrzeć, zapamiętałam te wszystkie zakazane mordy.
          - O matko... – nagle usłyszałam czyjś głos obok siebie, lecz w żaden sposób nie zareagowałam. – Gdybym wiedział, że taka piękność czeka na mnie w Polsce, już dawno bym się tu zjawił.
          Spojrzałam spokojnym wzrokiem na osobnika stojącego obok mnie, mimo, że wszystko we mnie się trzęsło. Nigdy nie czułam się komfortowo przy obcych mężczyznach, szczególnie, kiedy byli ode mnie starsi. I kiedy było ich wiele. I kiedy nie znałam ich intencji. Nie wiem czemu, tak jakoś. Po chwili wpatrywania się tak w oczy Hiszpana, powiedziałam spokojnie:
          - W czym mogę panu pomóc? Czy coś jest nie tak?
          - O mamusiu kochana, nawet po hiszpańsku mówi! – zachwycił się mężczyzna.
          - Torres, co ty tam masz? – nagle po mojej drugiej stronie wyrósł Ramos, który tak samo jak jego przyjaciel Fernando mierzył mnie wzrokiem jak dzikie zwierzę na swoją nową zdobycz. – Witaj, piękna. Jak najpiękniejsza istota na Ziemi ma na imię? Wyjawisz mi swą tajemnicę? 

          - Nazywa się... Julia. – Nando wziął mój identyfikator do ręki i przeczytał swojemu przyjacielowi. – Julia. A to Ramos, na 'R'. Zapewne czytałaś Shakespeare'a, prawda? Wiesz, co mam na myśli? Jednak wiesz... ja jestem lepszy. – Torres wykonał typowy ruch brwiami. Ja jedynie przewróciłam oczami. Uświadomiłam sobie, że ci dwaj nie są niebezpieczni... to błazny. Powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem, a oni to zauważyli. – O, patrz przyjacielu! Nasza piękność się uśmiecha! 
          - Torres, ty debilu, przez ciebie ona się z nas śmieje! – walną przyjaciela w głowę. 
          - Przeze mnie!? Spójrz na siebie, padalcu! – sprzeciwił się i odepchną Sergia. – To ty chodzisz jak napuszony kogut, kretynie! – w tamtym momencie naprawdę nie wytrzymałam i wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, a obaj jednocześnie spojrzeli na mnie, po czym Niño dalej zaczął się rzucać do piłkarza. – I widzisz co zrobiłeś?! Teraz dziewczyna ma z nas polewkę. Jak ty reprezentujesz nasz kraj!?
          Mogę się założyć, że oni zaraz by stoczyli walkę kogutów, gdyby nie Iker Casillas, który właśnie się wtrącił w kłótnię. 
          - Wybacz mi za tych idiotów, ale oni już tacy są. Mata, weź ich! – polecił przechodzącemu akuratnie obok Juanowi, a sam zajął się mną. – Mam nadzieję, że cię nie zniechęcili do naszej drużyny. To kretyni, więc im wybacz. Jestem Iker. - powiedział z uśmiechem na ustach.
          - Julia. – podałam mu dłoń, a ten ją pocałował jak dżentelmen. – Nic się nie stało,to było nawet zabawne.
          - Ej, ej, ej, Casillas, nie bądź taki mądry! – zaczęło protestować Torresiątko wraz z Ramosem i nie dawali się poprowadzić dalej Macie. – My ją zobaczyliśmy pierwsi!
          - Co ty gadasz?! Ja ją pierwszy zobaczyłem! – wydarł się Ramos na Torresa.
          - Chciałbyś, ja z nią pierwszy zacząłem rozmawiać!!! 

          - Dobra, dosyć tego darcia mordy, dzieciaki! Idźcie, a nie robicie zator, debile! No już, ruszać się! – dołączył do tego całego zamieszania olbrzym wraz z jeszcze innym piłkarzem i trzepną Torresa i Ramosa po głowie. – A ty się im nie dawaj, bo cię zjedzą. – zaśmiał się, zwracając się do mnie i puścił mi oczko, z czego jego kompan także miał niezły ubaw.  
          Pique i Fabregas. Nierozłączalny bromance podobno od długich lat.
          - My już idziemy, mam nadzieję, że jeszcze będziemy mieli szansę porozmawiać? Przyjdź do nas po meczu do szatni. – powiedział Casillas i poszedł dalej za resztą, a ja tylko obserwowałam, jak piłkarze z uśmiechami na twarzach i opowiadający sobie jakieś idiotyczne suchary jak to na facetów przystało, poszli dalej. 
         Nagle koło mnie pojawił się Jordi Alba i mrugając do mnie porozumiewawczo, powiedział: - Przyjdź do nas, będziemy czekać. - po czym pobiegł za swoimi kolegami. 



__________________________________________________

No więc... jestem! Dotarłam do tego odcinka, dzięki Bogu! No, niestety doszłam już do rozpoczęcia Euro, więc i niedługo pojawi się finisz tej historii :(

Ale muszę to powiedzieć, Hiszpański znowu zawitał w moim życiu! Wielki "Come back", całe szczęście, że Hiszpański jest łatwy, prosty i przyjemny :) Ale wiesz, jak wymawiać niektóre słowa, bo to nie jest takie proste jak się jednak wydaje xd No bo... jeżeli uczą cię, że coś się czyta jako 'j', a później wymawiają to jak 'ź', no to jak ja mam ogarnąć jak to w końcu jest?! -.-''

No nic, mam nadzieję, że wam się podoba ;D
Dziękuję wam za ponad 900 wyświetleń! <3 

Oby ta liczba rosła i rosła C


To już wszystko, do następnego rozdziału! Adios! ^^

6 komentarzy:

  1. świetny ;)
    aż mi sie mordka cieszyła jak to czytałam ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. JAKIE Ź? CZY JA O CZYMŚ NWM? ;D;D;D
    BOŻE TORRES I SERGIUSZ HAHAHAH XDDD LEŻE SAMA TO BYM TAM WCZEŚNIEJ PADŁA NIŻ JULKA XDD R, R JAK ROMEOO, NIE R, R JAK RAMOS XD I JORDI NA KOŃCU O.O TO BYŁO TAKIE... DZIWNE HAHAHA XDD
    A FAJNIE, ŻE MATEUSZ POWRÓCIŁ XDDD CIEKAWE CO TEJ PRZYJACIÓŁCE W NIM NIE PASUJE O.O I TE CHAMSKIE ZACHOWANIE JEJ DO REALU, JEGO DO BARCELONY. NIE ZNAM ICH. KIBOLE.
    POZDRAWIAM XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale jej zazdroszczę! :D Rozdział genialny , pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. http://pero-nunca-hevisto-alguien-como-tu.blogspot.com/ Zapraszam na nowy rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nowe rozdziały :
    http://bordowogranatowamilosc.blogspot.com/
    http://dwaodemnneswiaty.blogspot.com/
    pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń