Wstałam rano jak co dzień i poszłam do łazienki się odświeżyć. W mieszkaniu już nikt nie spał, bo mama krzątając się po kuchni robiła taki hałas, że obudziłaby nawet zmarłego.
Miałam bardzo dziwny sen. Ale tak cholernie realistyczny, że po przebudzeniu jeszcze z pięć minut zastanawiałam się, czy to faktycznie sen, czy może coś innego.
W... tym czymś, byłam na plaży, jednak było bardzo ciemno i chłodno. Ciężkie chmury zasłoniły całe niebo i słońce. Piasek był zimny. Na plaży nie było żywego ducha, z wyjątkiem mnie... i kogoś jeszcze. Pewna postać stała nad brzegiem morza, odwrócona do mnie plecami. Nie wiedziałam kim jest ten mężczyzna (to nie była kobieta), ale coś mi podpowiadało, że... Nie, że nie powinnam uciekać. Wprost przeciwnie. Że jest to ktoś bardzo mi bliski. Momentalnie zaczęłam biec w kierunku postaci i coś wykrzyknęłam, jakieś słowo... może imię na 'G', ale już nie wiem jak ono brzmiało dokładnie. Coś mi podpowiadało, że to GPB19, no ale skąd miałabym znać jego imię? Kiedy wykrzyknęłam to co wykrzyknęłam, osoba się odwróciła, a ja wpadłam w jej ramiona. Nie wiem czemu, czułam się szczęśliwa i to niesamowicie, ale otoczenie w cale nie wyglądało na przyjazne. Jednak jestem dziwna.
Była godzina szósta czterdzieści dwie, a ja miałam do szkoły na dziesiątą. Pomyślałam, że skoro i tak już nie śpię, to wykorzystam jakoś ten czas. Wróciłam do pokoju i przez następne piętnaście minut zastanawiałam się, co na siebie ubrać. W międzyczasie odpaliłam laptopa i wysłałam poranną wiadomość do Hiszpana. Kiedy w końcu zdecydowałam się co na siebie założyć, wyszłam z pokoju i pokierowałam się w stronę kuchni.
Jerzy siedział przy stole i czytał gazetę, mama smażyła jajka na patelni i robiła kanapki.
- Cześć wszystkim. - przywitałam się i podeszłam do blatu, by zrobić sobie kawę.
- O! Już nie śpisz? - spojrzał na mnie zza gazety mój ojczym i się zaniepokoił. - Coś się stało?
- Co coś się stało? Po prostu wstałam. - odpowiedziałam spokojnie, a typowym gestem głowy wskazałam na mamę, robiąc wielkie oczy korzystając z okazji, że jeszcze się nie odwróciła w moją stronę. Jerzy jedynie się uśmiechną pod nosem, bo doskonale złapał to, co chciałam mu przekazać. "Jak tu spać spokojnie, skoro ONA dorwała się do kuchni?" - oto moja wiadomość.
- A ty coś założyła na siebie? Czy ty jesteś normalna? - ochrzaniła mnie matka na przywitanie, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. Spojrzałam na tatę, a on, tak jak ja, patrzył się na swoją żonę z tym samym przerażeniem w oczach co ja. - Co to za strój!?
- N O R M A L N Y... ? - odpowiedziałam, próbując zachować spokój. - Nie wiem, o co ci ZNOWU chodzi i chyba nie chce wiedzieć. Weź sprawdź w kalendarzu, czy ci się miesiączka nie zbliża. - wzięłam kubek do ręki, i odwróciłam się do matki plecami, kierując się do stołu, po czym zajęłam swoje miejsce.
- Jak ty się do mnie odzywasz, gówniaro?! Jestem twoją matką! - zaczęła się wydzierać na całą kamienicę.
- To się zachowuj jak matka. A, nie, sorry. Ty chcesz być matką wtedy, kiedy ci to pasuje. Zresztą, już za późno na matkowanie. I zanim się znowu na mnie wydrzesz, zrobisz jakieś badziewne kazanie, którego i tak nie będę słuchać, tylko myśleć, jakoby świetnie mi się żyło bez ciebie, to mam dla ciebie tylko jeden komunikat. - zrobiłam małą pauzę. - Telefon ci dzwoni.
Mama w tamtym momencie jak gdyby nigdy nic, zdjęła fartuch, odłożyła go na bok i poleciała do salonu po swoją komórkę. Ja tylko wstałam i podeszłam do kuchenki, by ściągnąć patelnię z ognia.
- Jajka ci się trochę przypaliły. Poczekaj, usmażę ci nowe.
- Nie trzeba. Nie takie rzeczy twojej matki jadłem, zanim nauczyłaś się w pełni gotować. - odpowiedział dalej przeglądając prasę.
- Boże... weź mi nic na ten temat nie mów, nie przypominaj. To była masakra. Ona nie ma ręki do gotowania. W ogóle... to czy ona ma rękę do czegokolwiek? - spojrzałam na Jerzego, lecz ten tylko powiedział.
- Byłaś bardzo ostra dzisiaj dla swojej matki.
- Jerzy, daj spokój! Sam słyszałeś, że to ona zaczęła! A dobrym pomysłem nie jest, by mnie denerwować na 'Dzień dobry'.
- Co de facto, nie poniesiesz żadnej odpowiedzialności za swoje słowa. Maria pewnie już zapomniała o tym wszystkim, co jej przed chwilą powiedziałaś.
- Przecież wiem. - uśmiechnęłam się do niego. - A teraz masz i jedz, skoro tak bardzo ci brakuje tej spalenizny mamy. - postawiłam przed nim na stole talerz z lekko przypalonymi jajkami.
- Julia, powiedz mi. - mężczyzna poskładał i odłożył gazetę na bok. - To co z tym wolontariatem na Euro?
- I TY, BRUTUSIE, PRZECIWKO MNIE?! - krzyknęłam, kiedy usiadłam przy stole z talerzem kanapek. To jedyna rzecz, jaką potrafiła zrobić Maria Logan - Kłos, którą nie psuła, paliła, przegotowywała, etc. - Nigdy w życiu! Po moim trupie!
- To coś dla ciebie. - uśmiechną się ironicznie.
- Lepiej zamilcz... - wycedziłam przez zęby, patrząc na ojczyma spod byka.
- No, pa kochana. - nagle do pomieszczenia wróciła mama, tak, jakby nigdy nic.
- Gadałaś z ciotką Wandą, nie? - rzuciłam od niechcenia.
- Tak, kochanie. Skąd wiedziałaś? - spytała z przeraźliwie dziwnym uśmiechem na twarzy.
- Zgadłam. - skłamałam, nie patrząc na mamę. Nie musiałam zgadywać, one są najlepszymi przyjaciółkami, nie rozstają się.
- Wiesz co, tak myślałyśmy, czy abyś nie zaopiekowała się w na wakacje Agatką...
- Że niby przepraszam!? - spojrzałam na moją matkę wielkimi oczyma, a kanapka wypadła mi z ręki na talerz. - O P I E K O W A Ć ...? Przecież ta różowa landrynka jest o rok ode mnie młodsza!
- Niedorzeczność. - odpowiedziała. - Agatka, to słodkie dziecko, nie może chodzić znudzone, musi mieć towarzystwo. A ty jesteś jej kuzynką.
- Mamo... - spojrzałam na matkę podejrzliwie, czy aby nie zażyła jakichś prochów. - Agata ma multum przygłupawych 'psiapsiółeczek', który IQ jest na poziomie Rowu Mariańskiego. Zresztą, Agaty też, jednak, gdyby skoczyła z poziomu swojego ego, na IQ, to by nie było czego zdrapywać, nawet ta kilkuwarstwowa tapeta by się spaliła po drodze. To jest tępe dziecko do nieskończoności!
- No ale powiedz, co niby masz lepszego do roboty? - zapytała oburzona kobieta, twardo stojąc przy swoim.
- Chociażby to, że idę na studia. Chciałabym się rozejrzeć, nie wiem, może kupić mieszkanie, wyjechać gdzieś. Mogą mnie czekać egzaminy, a nawet nie mówiąc o maturze!
- Ty na studia? Proszę cię, to niedorzeczność. Ten twój Hiszpański? To się nie opłaca. A pieniądze skąd weźmiesz? Ja ci ich nie dam.
- Ty mi nigdy nie dawałaś pieniędzy. - wysyczałam wściekle. - I o to się nie martw, a raczej nie interesuj. To mój problem. I mam gdzieś twoje zdanie, a Agatą zapomnij, bym się zajmowała! - wstałam od stołu i odstawiłam talerz na jeden z blatów kuchni.
- Dalej nie wiem, czym będziesz taka zajęta. - powiedziała. - Skoro nie masz poważniejszych planów, zadzwonię to ciotki i powiem, że się zgadzasz. - już prawie wstała z krzesła, kiedy krzyknęłam.
- Ale ja mam plany!
- Ciekawe jakie. - zaśmiała się ironicznie i spojrzała na mnie takim samym wzrokiem. W jej oczach bez problemu można było wyczytać kpinę. Chyba nawet ślepy by to zauważył. Jerzy cicho obserwował tą całą scenę i czekał, na moją odpowiedź.
- Na przykład takie, że w wakacje będę zajęta, ponieważ... - nie mogłam nawet tego z siebie wydusić. Jednak musiałam. Wiedziałam, że będę tego żałować, ale TO w porównaniu ze spędzaniem czasu z tą idiotką koloru blond, będzie moim wybawieniem. - ponieważ, będę wolontariuszką na Euro 2012.
Jerzy w tamtym momencie zachłysną się kawą, a mama zrobiła zdziwiony wyraz twarzy, lecz nic nie odpowiedziała. A ja, korzystając z okazji, wyszłam (a raczej uciekłam) z kuchni i zamknęłam się w pokoju.
"Już za późno. Muszę się tam zgłosić. Albo to, albo niańczenie bezmózgiego stworzenia. Nie chce, by ta gówniara niszczyła mój obraz tego pięknego miesiąca jakim jest czerwiec. Niestety... trzeba wybrać mniejsze zło. A w tym wypadku tym mniejszym złem jest akurat wolontariat na Euro."
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
- Cooooo? - nie dowierzała Justyna, która patrzyła na mnie jak na kosmitę. - Julka, ty jesteś pewna, że nie masz gorączki?
- Kurde, dzięki ci wielkie, wiesz? - zirytowałam się. - Nie miałam innego wyboru, dobrze o tym wiesz! I nic nie mów jeszcze Wiki. Sama jej powiem, jasne?
- No oke, oke. Nie złość się tak. Ale dalej nie mogę uwierzyć w to, że masz zamiar pójść na Euro.
- Błagam cię, skończmy ten temat. Co dzisiaj robimy?
- Może pójdziemy do organizatorów Euro? - uśmiechnęła się złośliwie Justyna.
- Wredna małpa z Ciebie. - pokazałam jej język.
Rozmawiałyśmy tak sobie w szkole, kiedy nagle przyleciała Weronika i zaczęła się drzeć na całą szkołę uradowana.
- Juli, Justi, patrzcie co maaaaam!! Koniecznie zabieram to ze sobą do Włoch! - wtedy wyjęła z plecaka plakat i go rozwinęła. Kiedy zobaczyłam co przedstawia, zrobiłam 'facepalm'a', a Justyna zaczęła się śmiać wniebogłosy.
Plakat był ogromni. Przedstawiał on... na początku nie wiedziałam, co przedstawiał, dopiero Justyna mi wyjaśniła CO TO JEST.
Piłkarz w stroju baletnicy. I to nie byle jaki piłkarz. To Andres Iniesta. Nie specjalnie mi to coś mówiło, ale podobno to jeden z najlepszych piłkarzy świata. MATKO, ZNOWU PIŁKARZ!
Strój baletnicy pewnie miał oznaczać, że jest 'genialny' jednak komicznie to wygląda. Ale za to bardzo podpasowało Wiki.
Popołudniu we trójkę poszłyśmy się spotkać z Pawłem, by razem zgłosić mnie jako zastępczynię chłopaka podczas tego wielkiego piłkarskiego święta. Kiedy Weronika ujrzała swego ukochanego, rzuciła mu się na szyję ze szczęścia, że go widzi. Nie widzieli się od dwóch tygodni, bo Paweł gdzieś wyjechał, nie interesowałam się gdzie.
- Cześć, dziewczyny. - uśmiechną się do nas na przywitanie.
- Siema. - odpowiedziałyśmy ja z Justyną.
- To co? Idziemy? - zaproponował. - Lepiej załatwić to jak najszybciej.
Czemu im się tak śpieszyło? Ja najchętniej bym przekładała najdłużej jak tylko byłoby to możliwe. No ale po co się ma przyjaciół? Oni zawsze muszą cię dopilnować!
Kiedy byliśmy już na miejscu, w ostatnim momencie coś mi mówiło, że powinnam uciec, ale zanim to zrobiłam, zostałam już wepchnięta do środka. Po pokierowaniu się do odpowiedniego pomieszczenia, zapukaliśmy do drzwi i weszliśmy ja i Paweł. Werka i Justyna musiały zostać na korytarzu.
- Chciałbym zgłosić moją nieosiągalność podczas Euro. Muszę zrezygnować z wolontariatu z powodu złamanej nogi. - powiedział do kobiety za biurkiem pokazując jej swoją nogę w gipsie, a po chwili podał do ręki jakieś papiery. - Jednak w zamian przyprowadziłem osobę, która śmiało może mnie zastąpić.
- Usiądźcie. - wskazała na dwa krzesła. - Rozumiem... Czy masz jakieś kwalifikacje? Byłaś już na takich imprezach?
- Nieeee... nie wydaje mi się. - powiedziałam niepewnie. Nie wiem czemu, ale nie mogłam logicznie myśleć, coś mnie paraliżowało. Albo to miejsce, albo ta kobieta. Ale raczej i jedno i drugie.
- Julia zna wiele języków, potrafi się komunikować z obcokrajowcami. - wtrącił Paweł.
- Naprawdę? - spojrzała na mnie zza okularów dziwnym wzrokiem. - A jakie to języki znasz?
- Mówię biegle po angielsku i hiszpańsku. Także bardzo dobrze mówię w języku włoskim, niemieckim i francuskim. - zrobiłam małą pauzę, żeby pomyśleć. - I jeszcze trochę rosyjski. Komunikatywnie.
- Doprawdy? Tak więc... wchodzisz. Potrzebujemy takich ludzi. Pan Paweł powie kiedy są zbiórki i tak dalej. Wszelkie gadżety dostaniecie pod koniec maja. Każda zbiórka jest obowiązkowa. Proszę. - podała mi jakieś papiery. - Wypełnij to.
Po piętnastu minutach wyszliśmy z pomieszczenia, a ja miałam wszystkiego dosyć. Czułam się jak wrak człowieka przez to całe zamieszanie. Do tego od rana nie odzywałam się do GPB19. Bez niego czuje się taka... pusta...
- No to gdzie idziemy? - zapytała Justyna uśmiechnięta od ucha do ucha. - Jest piątek, trzeba się zabawić!
- Ja muszę iść. - powiedział Paweł. - Niestety, nie mogę z wami zostać. - pocałował na pożegnanie Weronikę i coś jeszcze jej powiedział, po czym zwrócił się do nas i odszedł. - Na razie!
- Ja też już idę. Źle się czuję. - powiedziałam do przyjaciółek. - Nie mam jakiejkolwiek ochoty na imprezowanie.
- Jak chcesz, możemy iść do ciebie. Albo cię odprowadzimy. - powiedziała Wera.
- Spoko, jak chcecie. - odpowiedziałam i poszłyśmy do mnie.
Siedziałam na oknie i patrzyłam w dal. Wiktoria siedziała na moim łóżku sms'ując do wszystkich naszych znajomych, a Justyna chodziła podenerwowana tam i z powrotem. To co się dowiedziałam przed chwilą, jest dla mnie szokiem.
- "Mamo? Co się stało? Czemu jesteście tacy jacyś...
- Adam nie żyje." - odpowiedział mi Jerzy. - "Właśnie dostaliśmy wiadomość od jego 'dziewczyny'.
- Tak mi przykro, słońce." - mama podeszła i chciała mnie przytulić, ale ja się odsunęłam i zamknęłam się z dziewczynami w moim pokoju.
"Pogrzeb ma się odbyć za kilka dni. Świetnie. Tylko tego mi potrzeba." - mówiłam sama do siebie.
- Jak się trzymasz? - zapytała nagle Wiktoria, przerywając ciszę w pokoju.
- A jak mam się trzymać? Normalnie, śmierć to ludzka rzecz. - odpowiedziałam i skierowałam wzrok na przyjaciółki.
- Nie wierzę, że mówisz to z takim spokojem. - odpowiedziałam Justyna raptownie stając w miejscu i patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- A co, mam płakać? Po człowieku, który praktycznie nic dla mnie nie znaczył? Prawda, był moim ojcem... - zeszłam z okna i usiadłam na krześle obok biurka. - ale to nic nie znaczy. Nie interesował się mną, zostawił. Nawet nie raczył okazać jakiejkolwiek chęci utrzymywania ze mną kontaktu. Kiedy skończyłam trzynaście lat, on znikną. Nawet na święta nie dzwonił, nawet ta moje urodziny. Tylko na osiemnastkę wysłał mi tego laptopa. - wskazałam na komputer stojący na blacie biurka. Postanowiłam go włączyć.
- Ale w ogóle nie jest ci przykro? - zapytała nieśmiało Weronika.
- Jest mi przykro, tak? On miał dopiero 45 lat, Adam był młodym człowiekiem. Ale widać tak musiało być, nikt nie wie, kiedy umrze. Jest mi smutno... - zawiesiłam się na moment, po czym kontynuowałam. - ale nie rozpaczam. Nie miałam z nim jakiejś specjalnej więzi.
- Bardziej byś rozpaczała, gdyby Jerzy umarł? - spytała Nowacka siadając obok Wiki na łóżku.
- Tak. - odpowiedziałam po chwili. - Zdecydowanie. A teraz dajcie mi chwilę, ok? Chce się skoncentrować. Muszę napisać wiadomość do Hiszpana. - wzięłam łyk piwa z butelki, którą przyniósł dla każdej z nas Jerzy przed dziesięcioma minutami i odwróciłam się w stronę ekranu, zaczynając naciskać odpowiednie klawisze ze skupieniem.
- Okej. - odpowiedziały, nie odrywając wzroku z mojej osoby.
_______________________________________________ Nie mam pojęcia, co to jest. W ogóle, to potoczyło się nie po mojej myśli, ale pisałam to późno w nocy i wyszło... jak wyszło. Mam nadzieję, że jakoś to wygląda i że się wam podoba.
Ten (mam nadzieję, że udany, bo się bardzo starałam) rozdział chcę zadedykować Merche Saldana, za to, że tak ładnie komentuje i przy okazji mnie motywuje do dalszego pisania, bo dziewczyna chce wiedzieć co jest dalej :D
Tylko, skubana, PODOBNO rozgryzła kim jest wspaniały, ukochany GPB19 -.-' Zresztą nie tylko ona, nie podoba mi się to ;/ No ale cóż, życie xD Mogłam się bardziej postarać.
Szczerze... to opowiadanie chyba lepiej mi wyszło niż tamto :c Ale cóż, takie życie C:
No więc pozdrawiam wszystkich, Adios! ^^
Mi tam się podoba , świetny! <3
OdpowiedzUsuńCiesze się :)
UsuńNo PODOBNO ;D Wiesz, nie będę tego tutaj drukowanymi literami pisać bo byś mnie zabiła o.O hahahha xd
OdpowiedzUsuńI dziękuję za tą dedykację *_* Ja ładnie komentuję... :D:D
Czasem chyba trochę dziwnie ale mi miło ;d;d
Wcale nie jest jakoś takoś, bo jest fajnie ^^
Wcale jej się nie dziwię, że jakoś szczególnie nie rozpaczała po stracie Adama...
No i jest wolontariuuuuszkąą ;d;d;d A taamm... nie będe może pisać hahahahahaha xd
Pozdrawiam xD
Tak, zabiłabym Cię, gdybyś zdradziła tożsamość GPB19. To ma być tajemnica DO KOŃCA!! Nie wolno wyjawiać sekretów :3
UsuńNo i co z tego, że piszesz 'dziwnie'? Mi się tam podoba xD
Dokończę: "A tam będzie się nieźle wściekać, bo wszystko będzie się obracało wokół piłki nożnej" ;D
jejjejejej ! jak ona może nie wiedzieć kim jest Iniesta ? No dobra. Wybaczam. To, że nie poruszyła jej śmierć ojca, nie dziwię się. Mógł jej nie zostawić. Samej. Ten Jerzy to jest skarb nie człowiek ! :) A ten Paweł ... Jakiś podejrzany..
OdpowiedzUsuń