- Da sobie rade. Julia to silna dziewczyna. - odpowiedziałem, nie patrząc na przyjaciela, dalej robiąc swoje.
- Nie wierzę, że mówisz to z takim spokojem.
- Szczerze? - w końcu na niego spojrzałem. - Ja też nie.
- Zrobisz to w końcu...? - zapytał po chwili. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Czy aby to na pewno już czas? Czy jeszcze poczekać? Czy w ogóle to zrobić? - Hej. Odpowiesz, czy nie?
- Zrobię. - w końcu odpowiedziałem. - Ale jeszcze nie teraz. Poczekam na odpowiedni moment. A teraz chodź. Czas na nas.
~*~*~*~*~
7 Lutego 2012 roku.
Było już po ceremonii. Dzisiejszy dzień był ładny. Nie było wiatru, śnieg lekko prószył. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że dzisiaj odbył się pogrzeb Adama.
Wracaliśmy z cmentarza. Ja, Justyna, Wiktoria i Paweł. Nie chciałam iść na stypę z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że była tam rodzina, której nie chciałam widzieć. Nie miałam na to ochoty. Drugim powodem jest atmosfera panująca między tymi ludźmi. Założę się, że część z nich ryczy wniebogłosy, a część wykłóca się o spadek, zachowania pewnych osób i nie wiadomo co jeszcze. Szczerze, to ch** mnie to obchodzi. Nie chciałam byś w towarzystwie tak toksycznych ludzi. Pewnie ktoś by się do mnie przyczepił, że nie rozpaczam po śmierci ojca, tacy właśnie są ci ludzie. A tak to spędzam miło czas z najbliższymi mi osobami z mojego otoczenia.
- Juli, co tam masz? - spytała nagle Justyna, spoglądając na moje ręce.
- A... wiesz, nie wiem. To znaczy... jest to list od taty. Zanim wyszliśmy z cmentarza, na bok zaciągnęła mnie jego partnerka. Ma na imię Kornelia, pracuje w firmie Adama. Jest tam chyba wiceprezesem. Powiedziała, że napisał ten list niedawno i błagał, by w razie... no wiecie, przekazała mi go. Chyba przeczuwał, że niedługo będzie jego koniec. A Kornelia nie mogła mi przecież go dać przy matce. Wiecie, że by zaraz wyrwała mi go z ręki i sama przeczytała, nie oddając mi go później.
- Kornelia. Fajne imię. - przerwał ciszę Paweł, która już chwilę panowała wokół nas, a my tylko wybuchłyśmy śmiechem.
- Fajnie, że wszyscy przyszli. - powiedziała Weronika. - No wiesz, ludzie z twojej klasy.
- Ludzie z całej szkoły, którzy ją znali mniej lub bardziej! - poprawiła dziewczynę Nowacka, spoglądając na nią. - Haha, nawet był dyrcio! Tylko zaplutej dyrektorki brakowało. - zaśmiała się.
- No nie ważne, chodziło mi o to, że wszyscy chcieli wesprzeć Julkę swoją obecnością. To godne poklasku.
- Niby tak, ale takie ciągłe wysłuchiwanie kondolencji i przytulanie każdego z osobna... to jest strasznie męczące. Musiałam przytulić ponad sto osób!
- A nie więcej? - zastanowił się Paweł.
- Może i więcej, jeszcze lepiej. - odpowiedziałam. - Dobrze, że nie musiałam przytulać każdego, kto przyszedł na pogrzeb. Dzięki, że się ze mną zmyliście z tamtego miejsca.
- Hiszpan coś ci odpisał? - zainteresowała się Justyna.
- Tak, ale nic konkretnego. Chłopak nie wiedział, co ma mi napisać. Chyba nie powinnam mu tego mówić. To tylko sprawiło, że bardziej się tym wszystkim przejmuje... i zresztą sami wiecie.
- A może otwórz ten list, co? - zaproponowała Justi.
- Otworzę. Ale nie tutaj. Ani w domu. Chodźcie do naszej kawiarni, tam usiądziemy w ciepłym i na spokojnie razem przeanalizujemy list. - odpowiedziałam i spojrzałam na białą kopertę z napisem "Julia". - Ej... a tak w ogóle, to czemu nikt z was nie przyjechał samochodem, tylko teraz na pieszo mamy tyrać taki szmat drogi?
Zapadła cisza i przez chwilę nikt się nie odezwał, każdy patrzył się tępo przed siebie.
- Aha. - podsumowałam krótko.
- Wiesz... taki spacer dobrze ci zrobi. - odezwała się w końcu Wiktoria i objęła mnie ramieniem.
"Droga Julio, wybacz mi skarbie, że tak Cię z matką skrzywdziliśmy... przepraszam, że to ja Cię skrzywdziłem. Dopiero po latach zrozumiałem jak bardzo zniszczyliśmy Ci dzieciństwo. Wybacz. Nie wiem, czy kiedykolwiek sam sobie wybaczę.
Skoro czytasz ten list, to zapewne poznałaś już Kornelię. Chciałbym, byście się polubiły. To ważna kobieta w moim życiu. Najpierw połączyła nas praca, później coś więcej.
Nie bez powodu mówię o niej. Wiem, że to Ci nie wynagrodzi tego wszystkiego, ale... zostawiam Ci wszystko co mam. No, prawie wszystko. Mieszkanie w Warszawie zostawiam dla Kornelii. Firmę zostawiam na głowie Kornelii, jest ona w bezpiecznych rękach, jednak 60% dochodów z niej należy do Ciebie. Jesteś ubezpieczona do końca życia. No może do połowy życia, ale przez najbliższe trzydzieści lat możesz żyć bez ograniczeń. Wiem, że zbliża się czas, kiedy wybierzesz się na studia, a obydwoje znamy Twoją matkę. To z pewnością Ci pomoże, mogę się założyć. Kornelii pozostawiam jedynie 40%. Spokojnie, moje decyzje są skonsultowane z nią, nie miała żadnych zastrzeżeń co do mojego wyboru. Spokojnie, mój wybór jest także zapisany w testamencie.
Córciu, błagam Cię o wybaczenie za to całe zło. Bardzo mnie boli to co uczyniłem od kilku lat, jednak niesamowicie się bałem przyjechać do Gdańska, do Ciebie. Nawet nie wiesz, jak trudno jest mi, mężczyźnie się do tego przyznać.
Chciałbym byś przynajmniej wiedziała, że zawsze Cię kochałem, moje dziecko. I zawsze będę przy Tobie, jakkolwiek to brzmi.
Z całego serca chciałbym podziękować Jerzemu za to, że tak się wami zajął, w szczególności Tobą. Przekaż mu to. To bardzo dobry człowiek.
Maleńka, trzymaj się, życzę Ci, byś ułożyła sobie życie i była szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa, tak jak Ty chcesz. Należy Ci się. Nie żałuj niczego na spełnianiu marzeń, bo to one są najważniejsze w życiu, zapamiętaj.
Kocham Cię, słodziutka.
Tata"
To było dla mnie za wiele. Tak bardzo żałowałam, że nie zdążyłam się z nim pożegnać, porozmawiać, ostatni raz usłyszeć jak mówi do mnie "malutka" bądź "słodziutka". Zawsze mnie tak nazywał, kiedy byłam małym dzieckiem, zanim się jeszcze rozwiódł z mamą.
W tym liście było tyle informacji. Jedną z nich było choćby to, że nie musiałam się martwić o pieniądze na studia, itd. Teraz to mnie nie interesowało. To jest w tej chwili nieistotne. W tamtej chwili opłakiwałam człowieka, który przez długie lata dręczył się za to, że skrzywdził swoje dziecko i chciał dla niego jak najlepiej. Który pomimo, że już go nie ma, chce dalej pomagać dziecku i chociaż tak naprawić wszystkie szkody. Opłakuję człowieka, który dla mnie nie istniał, a teraz żałuję, że nie mogłam się z nim pożegnać. Że nie mogłam się pożegnać z tatą...
Kilka dni później
- Julia, przyjdziesz do mnie pomóc mi się zacząć pakować? - spytała, kiedy wyszłyśmy ze szkoły. - Wiesz ile ja mam tych wszystkich rzeczy, a samej mi to zajmie wieczność!
- No spoko, nie ma problemu. - powiedziałam, uśmiechając się do przyjaciółki.
- A... - przez chwile się zawahała. - a jak sytuacja, po odczytania testamentu?
- Nie pytaj. - przywróciłam oczami. - Matka zrobiła taki szum... była wściekła, że otwarcie ojciec nic jej nie przekazał. Jednak później w domu powiedziała do Jerzego, że dostała to, co Adam mi przepisał.
- Co ty gadasz... - patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- No. A wtedy jaka była awantura. Ona uznała, że skoro ojciec przepisał na mnie, to ona to otrzyma. - powiedziałam ze złością w sercu. - A ja jej na to powiedziała, że ja nie jestem już niepełnoletnia i że będzie mogła tylko pomarzyć o tych pieniądzach i że nie dostanie ode mnie ani jednego grosza, tak, jak ja nie dostałam od niej.
- Twoja mama naprawdę ma ze sobą problemy.
- Weź, szkoda gadać. - chciałam skończyć ten temat.
- A co zrobisz z pieniędzmi?
- To, co tato mi napisał w liście. Spełnię marzenia. Wyjadę na studnia. Pojadę do USA.
- Chcesz opuścić Europę? Nie możesz!
- Mogę i to zrobię. To moje marzenie. Tam to zupełnie inny świat.
Justyna nic nie odpowiedziała. Było po niej widać, że nie podoba się jej mój pomysł. Była smutna, mimo to dobrze wiedziała, że jakiekolwiek próby sprzeciwu są na marne. W ciszy skierowałyśmy się do samochodu Justyny i nim pojechałyśmy na obrzeża miasta, do domu państwa Nowackich.
- Boże i co ja mam zrobić?! Gdzie ja to spakuję?! - lamentowała Justyna. Prawda jest taka.. że dziewczyna ma milion ubrań. Serio, codziennie kupuje sobie chociaż jedną rzecz, to szkolna ikona stylu.
- Może daj bezdomnym i ubogim, nie będziesz wtedy miała takiego problemu. - zaśmiałam się.
- Żartujesz sobie!? Nigdy nie oddam moich cudeniek! - chwyciła kilka bluzek z łóżka i przytuliła je do siebie.
- Justyna... - zaczęłam. - Ty ubrania masz tylko tutaj, prawda?
- Żartujesz sobie? - spojrzała na mnie. - Przecież mam jeszcze kilka wielkich, wypełnionych szaf po brzegi w całym domu!
W tamtym momencie zrobiłam 'facepalma'. Jej dom był ogromny, a ja chyba nie wytrzymam nerwowo tego całego pakowania. Dobrze Nowacka to sobie zaplanowała, żeby zacząć się pakować już w lutym. To nam zajmie z kilka miesięcy!
- Dziewczyno, ja ciebie nie ogarniam. - wzięłam jedną sukienkę do ręki i zaczęłam ją składać.
- Może ją chcesz, co? Mogę ci ją dać. - powiedziała, a ja spojrzałam na dziewczynę.
- Czy ty, kiedykolwiek widziałaś mnie w sukience lub spódnicy?
- Tak. Na studniówce. - zaśmiała się.
- Nie o takie wyjście mi chodzi! Dobrze wiesz, że nie chodzę w sukienkach!
- I błąd. Serio, weź ją. Znając życie, jak gdzieś wyjedziesz na studia, to ci się na pewno kiedyś przyda. I nie będziesz musiała panikować, że nie masz sukienki. Zawsze, chociaż jedna sukienka, w szafie musi być! W razie X.
- Dalej mnie to nie przekonuje. - powiedziałam.
- Nie drocz się ze mną! - pokazała mi język, a po chwili do pokoju mojej przyjaciółki weszła czternastoletnia siostra Justi, i jakby nigdy nic, podeszła do szafy i zaczęła w niej grzebać, tak, jakby nas tam w ogóle nie było. Wtedy Justynę szlak jasny trafił.
- Przepraszam!? A ty, do cholery, co tutaj robisz?!
- Szukam jakiegoś ubrania. - rzuciła, nie patrząc się na starszą siostrę.
- Ja ci, kurde, dam ubranie! - Justyna złapała Paulinę za ramię i wyrzuciła za drzwi. - Nigdy więcej nie waż się dotykać moich rzeczy, gnojku! - i trzasnęła drzwiami. Te dwie to ogień i woda. Gdyby tylko zostawić je same, wydrapałyby sobie oczy. Zupełne przeciwieństwo Wiktorii i Amelii.
- Co za gówniara! - Nowacka była wściekła.
- Dobra już. Uspokój się. - zaśmiałam się. - Lepiej pakujmy te rzeczy szybciej, bo do dwudziestej nic nie zrobimy!
Wróciłam od Justi ok. dwudziestej... z torbą pełną ubrań. Tak, dostałam do przyjaciółki kilka ciuchów, które były na nią za małe, a na mnie idealne. Chyba warto czasami być szczupłą i niewysoką osobą. Później praktycznie nic nie robiłam. Tylko napisałam do Hiszpana wiadomość. "Matko, ostatnio coraz rzadziej do niego piszę. Kurcze, nie podoba mi się to. Do poprawki!"
Napisałam wiadomość i poszłam spać. Byłam padnięta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Nudy, nudy, nudy, ale trudno.
Jadę na weekend do Gdańska, dlatego znowu wpis jest szybciej.
A tutaj nudy z koleżanką (to ona mnie namówiła! :C):http://www.sketchtoy.com/46647793
Pozdrowię od was Neptuna, Adios!
No rozdział trochę smutny :C
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie w ogóle, że tak szybko się pojawił, ale skoro wyjeżdżasz, to rozumiem :)
Jezuu ile ta dziewczyna ma ubrań :O
Hhahahah xD I jeszcze taką siostrę... :D
Yeah, młodsze rodzeństwo, znam ten ból.
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu w Gdańsku ^^
Ja tam mam starszego brata, to nie wiem jak to jest mieć młodsze rodzeństwo :D
UsuńDziękuję bardzo ;)
http://marc-y-marc.blogspot.com/ zapraszam na nowy rozdzial xd
UsuńSmutny ale i tak bardzo mi się podoba :D Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńSmutny jak smutny, ale kiedy dodasz nowy rozdział na swojego bloga? :c
UsuńHej! Zapraszam: na rozdział 1!!Pozdrawiam :*:*
OdpowiedzUsuń